O sporcie, zawodnikach, kibicach...
Dział dla prawdziwych kibiców.:)
Jakoś do tej pory nie znalazł się ten temat w menu Grupy Dziupla. Owszem, były dyskusje o sporcie, ale toczyły się one w innych tematach. Czas więc otworzyć dział dla tej ciekawej dziedziny naszego życia. Zapraszam.:)
Na początek jedna z najbardziej oglądanych, a i bijąca rekordy popularności dyscyplina, jaką jest - Żużel.
Już dzisiaj rozpoczyna się kolejny turniej z cyklu SGP - Speedway Grand Prix. Mamy w tej dyscyplinie aktualnego Mistrza Świata, Bartka Zmarzlika. Jest on również głównym faworytem do zdobycia kolejnego tytułu mistrzowskiego, a ma już ich 3. Czy dzisiaj rozpocznie marsz po 4 tytuł, okaże się za kilka godzin. Do oglądania, komentowania zapraszam wszystkich kibiców tego sportu, a przede wszystkim Sneera. :)
Nie znam na tej Grupie większego kibica tego sportu, a i nie tylko żużla, jak właśnie Sneer. Jego komentarze, opinie, uwagi, są zawsze bardzo cenne. Tak więc.....Przygotujmy się na Wielkie widowisko!
No i Zmarzlik zrobił ten pierwszy krok ku tytule kolejnego Mistrza. Troszkę dopomogło szczęście, a raczej pech Doyla, który miał wielkie szanse w finałowym biegu objechać naszego mistrza, jednak popełnił błąd i upadł na tor, grzebiąc tym samym szanse na wygraną w inauguracyjnym turnieju roku 2023. Wszystko to jednak jest częścią turnieju, biegu więc nie ma co gdybać. Zmarzlik wygrał i to się liczy. Kolejne zawody za 2 tygodnie w Warszawie i dla nie mających dostępu do Playera, na którym jest kanał Eurosport Extra, jest to dobra wiadomość, bo turnieje rozgrywane w Polsce, będą również transmitowane na darmowym kanale TTV. :)
Tak Irko, widać, że Doyle w tym roku odżył, ale myślę, że nawet gdyby on nie upadł to Bartek i tak by sobie z nim poradził. On późno, bo jako trzydziestolatek, dołączył do elity i bardzo chciał zostać mistrzem. Był tego bliski w 2016, ale na przeszkodzie stanęła kontuzja. W następnym roku był tak zdeterminowany, że jeździł z niezaleczonymi urazami i bywało, że przed biegiem musieli go wsadzać na motor, a po biegu z niego ściągać, po parkingu chodził o kulach i zaciskał zęby z bólu, ale dopiął swego i sięgnął po mistrza. Ale potem jakby z tego "Kangura" uszło powietrze. W cyklu utrzymywał się dzięki dzikiej karcie, w lidze też jeździł przeciętnie. Potrzebował nowych bodźców i w rok temu powrócił do ligi angielskiej, a u nas przeniósł się do beniaminka z Krosna. I to był chyba dobry ruch, bo w Zielonej Górze, Częstochowie czy Lesznie był jednym z wielu, a w Krośnie jest niekwestionowaną gwiazdą i liderem. Długi tor w Krośnie przypomina mu jego rodzime, australijskie tory i Jason dobrze się na nim czuje. W ligowy sezon wszedł dobrze notując dwie dwucyfrówki, w Anglii wygrał prestiżowy Memoriał Cravena, wczoraj był w finale GP, więc to może być sezon, w którym Jason znowu po kilku latach przerwy powalczy o medal. Jest on obok Lindgrena najstarszym uczestnikiem cyklu i to może być jedna z ostatnich jego okazji na medal w GP. A wspomniany Lindgren to zawodnik, który od lat mnie zadziwia. Bo on w lidze potrafi jeździć kompletną padakę, ale na GP się spręża i od lat jest w czołówce. W 2020 był brązowy medal, a rok później piąte miejsce, a w tym samym czasie w lidze miał 29 średnią! Pierwszy mecz ligowy w tym sezonie miał w Częstochowie czyli na doskonale sobie znanym torze, bo jeździł tam przez ostatnie pięć lat. I pojechał piach, jedyne punkty zrobił na nieopierzonym juniorze, którego ledwie objechał. Ale kolejne dwa mecze miał już całkiem dobre i wczoraj też był finał. Bo to było GP, więc "Fredka" się sprężył, a w kolejnym meczu ligowym pewnie znowu będzie kaleczył, bo taki już urok "Fredki". Ale trzeba trzymać kciuki za Lindgrena, bo to ostatni Szwed w ścisłej światowej czołówce...
Czytałem ostatnio wywiad z legendą szwedzkiego i światowego speedwaya, z pięciokrotnym mistrzem świata Ove Fundinem. To bardzo barwna postać, on lubił przyjeżdżać do Polski i podobno w każdym polskim mieście, w którym startował miał kochankę i potrafił balować do późnej nocy, a następnego dnia wsiadał na motocykl i wygrywał z kompletem punktów. Dziś ten blondwłosy dziarski staruszek ubolewa, że w Szwecji żużel stracił na popularności, nie interesuje się nim telewizja, a młodzi Szwedzi wolą być piłkarzami i hokeistami, a nie żużlowcami. "Fredka" Lindgren to taki ostatni Mohikanin i jak jego zabraknie to przez długie lata Szwedzi nie będą mieli rajdera na światowym poziomie. Anglicy pokazują, że będą mocni i cała ich trójka awansowała do półfinału. I chociaż to Lambert stanął na podium, to dla mnie takim czarnym koniem jest Bewley. Nie wiem czy już w tym roku, ale dla mnie ten rudzielec jest w przyszłości pewniakiem do medalu, a może nawet tym, który za 2-3 lata zagrozi samemu Zmarzlikowi. Zawiedli za to Duńczycy. Michelsen poprawnie i jako jedyny awansował do półfinału, ale też bez jakiegoś błysku, a Mikkel ma chrapkę w tym roku na coś więcej. Thomsen nie przebił się do półfinału, ale największe rozczarowanie to Madsen. Rok temu jako jedyny oprócz Zmarzlika zawsze meldował się w półfinałach, a teraz na dzień dobry go tam zabrakło i pojechał fatalnie, a to przecież aktualny wicemistrz świata z apetytem na zdetronizowanie Zmarzlika. A Bartek to klasa sama w sobie. Gdyby nie ta pechowa taśma, chyba pierwsza w jego karierze w GP, to wygrałby rundę zasadniczą. A tak był piąty, ale w najważniejszym momencie czyli w półfinale i finale pokazał kto w tej stawce rządzi. Szkoda, że w cyklu nie ma Rosjan, bo tylko Artiom i Emil mogliby zagrozić Bartkowi, a tak to przewiduję, że będziemy świadkami jak Bartek z każdym kolejnym turniejem odjeżdża rywalom zmierzając po kolejny, czwarty już, tytuł mistrzowski...
Sneer, wielkiej wiary jesteś i mocno wierzysz w Bartka. Ja jednak aż takiej wiary nie jestem. Uważam, że Bartek nie dałby jednak rady Doylowi, gdyby ten nie upadł. Doyle pokazał w półfinale jak się jeździ z 4 toru, to raz, a dwa, wyprzedzanie na dystansie było wczoraj wręcz niemożliwe, o ile ktoś nie popełnił kardynalnego błędu. Co do Rosjan masz rację. Wiele ucierpiał świat sportowy, przez Putina. Trochę tylko nie rozumiem zachowania ludzi decydujących o starcie radzieckich zawodników. Bo albo nikt, albo wszyscy. Karze się zawodników tylko w niektórych dyscyplinach, bo sam zobacz..w tenisie grają Białorusinka i Rosjanki, a w żużlu już nie ma dla nich miejsca. Coś więc jest nie halo. W ogóle to ciężki temat, bo z jednej strony należałoby odizolować ruskich od wszystkiego, by Putin wiedział, że skrzywdził swój naród, a z drugiej strony to cierpi na tym sport, a ten powinien być ponad wszystkim w czystej formie. Jak będzie ze Zmarzlikiem, zobaczymy w dalszej części tego cyklu. Bewley, Lambo a myślę, że i Tai tanio skóry nie sprzedają. Może też się zdarzyć, że jakiś turniej wygra zupełnie nie obstawiany za faworyta któryś z zawodników. To wszystko podkręca tylko nas kibiców, bo nie ma to jak bezpośrednia walka na torze i emocje, a przecież w sporcie o to chodzi...
Tak z innej beczki....trwa finał Mistrzostw świata w snookera. Tam to dzieją się prawdziwe cuda na kiju. Pogrzebany prawie przez wszystkich w półfinale Belg - Brecel, jest na dobrej drodze, by wygrać ten turniej po raz pierwszy. Jak na tę chwilę ogrywa czterokrotnego Mistrza świata, którym jest Selby. Belg w ćwierćfinale odprawił z kwitkiem samego O'sullivana , a to 7 krotny Mistrz świata. Przegrywał przed ostatnią rundą 10 - 6 na korzyść Ronniego, by w ostatniej rundzie wygrać 7 frame z rzędu i wygrać 13 - 10. Jakby tego było mało, Brecel w półfinale grając przeciwko rewelacji tegorocznego turnieju z najmłodszym z zawodników, Chińskim snookerzystą - Si, przegrywał już 5 -14. Był nawet tak sfrustrowany swoją grą, że trącał tak białą bilę, że ta wypadała ze stołu, by nagle zacząć grać jak geniusz, wygrywając 11 kolejnych partii, co nigdy się w tych rozgrywkach nie zdarzyło. Półfinał, to 33 partie, czyli kto pierwszy wygra 17 partii, ten wygrywa. Chińczyk potrzebował więc tylko 3 frejmów, by zameldować się w finale i sprawić olbrzymią sensację, bo by dostać się do tego turnieju, musiał się kwalifikować. Brecel wpisał się do historii tego turnieju z tymi 11 wygranymi partiami, później 1 przegrał, by w końcówce wygrać te ostatnie i tym samym zameldować się w finale. Coś niesamowitego! Snooker to bardzo widowiskowa gra, a jak jeszcze ktoś dobrze zna zasady, to jest to fantastyczne widowisko. Przy komentarzu Przemka Kruka i Rafała Jeftucha, można go oglądać i słuchać bez końca! Polecam...:)
Jeśli chodzi o ten bieg finałowy to oczywiście są tylko takie dywagacje, bo przecież nie wiemy jakby się ten bieg skończył. Gdyby Doyle prowadził przez dwa czy trzy kółka i wtedy upadł to OK, można gdybać, że mógłby to prowadzenie dowieźć do mety. Ale to był początek wyścigu, pierwszy łuk, Bartek nie był zamknięty gdzieś z tyłu, był z przodu, przy krawężniku, za sobą miał dwóch rywali, a po prawej Doyle'a. Nie wiadomo jak oni by wyszli z tego wirażu, bo Bartek jechał płynnie przy kredzie, a Jason ostro wszedł w ten łuk, nie wiadomo jak by weszli w drugi łuk i czy Doyle zdążyłby nakryć Bartka. Ale nawet gdyby mu się to udało, to Bartek miałby całe cztery okrążenia na wyprzedzenie Jasona. Bartek to nie jest zawodnik, który tylko czeka na błąd rywala, albo taki, który spokojnie buduje pozycję do tego jednego ataku na ostatnim wirażu. On jeśli przegra start to cały wyścig kąsa rywala, wywiera presję, próbuje to przy kredzie, to po orbicie, to środkiem toru. I mało który zawodnik wytrzymuje taką presję i nie popełnia błędu. A tor w Gorican był ciężki i łatwo na nim o błąd co pokazał choćby Woffinden w pierwszym półfinale, w którym wyszedł ze startu drugi, a potem tak nim rzucało, że stracił miejsce w finale i ledwie trzeci przyjechał. Dlatego myślę, że Bartek tak czy inaczej by ten finał wygrał. Ale to jedynie moje przypuszczenia...
A jeśli chodzi o tych sportowców z Rosji to mam mieszane uczucia. Bo generalnie to uważam, że nie należy mieszać polityki ze sportem. Dlatego jakieś bojkotowanie igrzysk czy odmawianie sportowcom prawa do występowania pod flagą własnego kraju uważam za nieporozumienie. Nie podoba nam się jakiś kraj to OK, wypowiedzmy takiemu krajowi wojnę czy zrzućmy na niego bombę atomową, ale sport zostawmy w spokoju. Tak uważałem jeszcze do niedawna, ale po rosyjskiej agresji nie jestem już tego taki pewien i dlatego mam mieszane uczucia i taki zakaz startu dla Rosjan być może jest słuszny. Być może, nie wiem. Za to czymś innym jest start Rosjan w polskiej lidze. Bo i Sajfutdinow i Łaguta mają polskie obywatelstwo i w lidze startują jako Polacy. Nie trzeba im było przyznawać polskiego obywatelstwa, ale jak już to zrobiono to nie ma o czym gadać i z chwilą otrzymania przez nich obywatelstwa należy ich traktować tak jak każdego innego polskiego obywatela. A na przyszłość zastanowić się komu przyznaje się polskie obywatelstwo. Chociaż jeśli ktoś od lat mieszka w Polsce, tu pracuje, zarabia, płaci podatki, tu ma firmę, dom i polską żonę, to niby jakie ma mieć obywatelstwo? Ale to złożony temat. Może i rzeczywiście należy wykluczyć Rosję z wszystkich rozgrywek sportowych, ale to na zasadzie wyjątku, bo generalnie co do zasady to nie należy mieszać sportu z polityką...
A na snookerze się nie znam i nie wiem jak oni te bile tam liczą. Jednak wolę bilard. Ale tego O'Sullivana kojarzę, to chyba największa gwiazda tego sportu?
Zgadza się, to tylko dywagacje. Pamiętaj tylko o jednym...Bartek w tym turnieju nie miał samych 3, co mogłoby potwierdzać, że nie był w tym turnieju do ogrania. Przegrywał w innych biegach przyjeżdżając na różnych pozycjach. :)
Tak. O'sullivan to bezsprzecznie najlepszy snookerzysta wszech czasów, chociaż na tę chwilę dzieli ilość wygranych Mistrzostw Świata razem ze Stephenem Hendrym. Mają ich po 7. Są jednak jeszcze liczone inne rekordy, jak np ilość wygranych turniejów, ilość wbitych co najmniej 100 punktowych brejków i takie tam inne statystyki, gdzie jeszcze Królem jest Hendry. Biorąc jednak pod uwagę to, że O'sullivan może grać jeszcze przez kilka sezonów, i te w końcu poprawi. Myślę, że to tylko kwestia czasu.
Kiedyś do klasyfikacji generalnej cyklu liczyły się punkty ze wszystkich biegów i wtedy opłacało się wygrywać każdy bieg. Tylko, że wtedy dochodziło do paradoksów, że zwycięzca rundy GP miał 12 punktów, a drugi miał 20 punktów. Teoretycznie była nawet możliwa sytuacja, że ktoś wygrywa wszystkie rundy, a nie zdobywa złota. Dlatego zmieniono zasady i punkty dostaje się za miejsca. Pierwszy w finale 20 punktów, drugi 18 itd. Dlatego teraz runda zasadnicza służy tylko do tego żeby wyłonić półfinalistów. I nie ma potrzeby żeby zawodnik pewny udziału w półfinałach walczył do upadłego ryzykując kontuzję czy stratę pozycji. Wyższa pozycja po rundzie zasadniczej daje zawodnikowi tylko prawo wyboru pola startowego. Tylko tyle. Czasami ma to jakieś znaczenie, ale akurat w Gorican niewielkie, bo tam te pola to była loteria. To nie Praga, gdzie przeważnie chodzi tylko krawężnik. I żeby być mistrzem świata nie trzeba wygrywać zawsze i wszędzie tylko trzeba być regularnym. A zdecydowanie najbardziej regularny jest Zmarzlik. Każdy inny zawodnik nie był ostatni raz w półfinale dwa, trzy czy góra cztery rundy wstecz. A Bartka ostatni raz w półfinałach nie było w 2019 roku, czyli jakieś 40 rundy wstecz...
No i napisała się historia. Coś niesamowitego. Oglądałam to wczoraj zaraz po napisaniu o snookerze.
https://przegladsportowy.onet.pl/snooker/niewiarygodny-wyczyn-w-finale-ms-wlasnie-tak-pisze-sie-historie-wideo/lxntyny
Dla wyjaśnienia o co chodzi w takim maxie...Otóż 147 pkt. można zdobyć tylko wbijając czarną bilę na przemian z czerwonymi. Jak już wszystkie czerwone zostaną wbite, które nie wracają na stół(czarna i każda inna kolorowa wraca), to obowiązuje jeszcze kolejność wbijania w odpowiedniej kolejności kolorów,
(które na końcu już nie wracają na stół), zaczynając od żółtej, a kończąc na czarnej. Tylko taki sposób jest uznawany za brejka maksymalnego, chociaż istnieje sposób na wbicie większej ilości punktów. Ten sposób, to sfaulowanie przez przeciwnika na samym początku. Faule zwykłe są liczone za 4 punkty, zaś te wyższe są liczone za tyle punktów ile liczona jest kolorowa bila. Najwięcej ma czarna, bo aż 7. Więc np. gdy zawodnik rozpoczynający grę uderzy zamiast w bilę czerwoną, w czarną, to przeciwnik otrzymuje 7 pkt. z faulu. Może wtedy nawet raz wbić zamiast czerwonej, żółtą za 2 pkt. a i tak będzie miał więcej niż 147. Jednak do statystyk maksymalnych brejków, liczą się tylko te wbijane na przemian czerwona - czarna. O;sullivan jest liderem tej klasyfikacji, bo we wszystkich turniejach jakie do tej pory rozegrał, wbił ich 15. kiedyś ma MŚ za takiego brejka płacono dodatkowo 147tys. funtów, czyli tyle ile można zdobyć punktów. Okrojoną obecnie tę kwotę do 55 tys. i to na wszystkich do podziału, którzy takiego wbiją. W tych mistrzostwach padły już 2. Podniesiono jednak kwotę premii za 1 miejsce i wynosi ona aż 500 tyś, co w snookerze, jest kwotą niebotyczną.
Może coś o sportach walki, są tutaj jacyś fani?
To jest źle postawione pytanie. Prawidłowo to powinno być tak...ktoś pisze o jakiejś dyscyplinie, komentuje jakieś wydarzenie, no i czeka na jakiś komentarz na ten temat. Bo takie pytanie, a może o tym lub o tym to do niczgo nie prowadzi. Napisz coś o tych sportach walki a na pewno ktoś coś odpisze.
Długi weekend, ładna pogoda, to dopiero wróciłem z majówki. Ale tego O'Sullivana to kojarzę, taki elegancik z muszką pod szyją. Ale oni wszyscy chyba w takim stroju muszą grać. Taki dress code i w dżinsach oraz tiszercie pewnie nie dopuściliby do stołu nawet jak się O'Sullivan nazywasz. I on mi nie wygląda na staruszka, a piszesz, że ma już siedem tytułów mistrzowskich? No nieźle. Czyli tym kim Zmarzlik jest dla żużla, Messi dla piłki, Ty Irko dla Dziupli, tym dla snookera jest ten O'Sullivan? I jak tak piszesz o tym maksie, o tych 147 punktach, to zastanowiło mnie co innego. Jak się zaczyna partię snookera? Bo w bilardzie bile są ustawione w kształcie trójkąta i walisz w tej trójkąt specjalnie nie przymierzając, właściwie na oślep, bo nie przewidzisz co wpadnie. I w zależności od tego czy wpadła cała czy połówka to takie musisz potem wbijać, a na koniec pakujesz czarną. Ale jeśli w snookerze ważna jest kolejność, to jak oni zaczynają rozgrywkę? A sporty walki raczej mnie nie interesują. Jak jest ciekawa walka bokserska i komentuje ją Andrzej Kostyra to nawet obejrzę, ale nie jest to coś co by mnie pasjonowało. A już jakieś KSW czy inne MMA to kompletnie nie. Tego to nawet, w przeciwieństwie do boksu, nie zaliczam do sportu tylko do czegoś z pogranicza...
Rozbicie w snookerze jest zupełnie odwrotnie jak w bilardzie. Chodzi o to by trafić białą bilą w czerwone, które też są ustawione w trójkącie, ale jak najcieniej, by te się nie rozjechały po całym stole, a biała została odprowadzona na gorę stołu, tak, by utrudnić wbicie przeciwnikowi. Rozbicie na siłę jest uważane za lekceważenie przeciwnika i należy do mało eleganckich zagrań. W tym turnieju tak zrobił Irański zawodnik Hossein Vafaei w meczy właśnie z O'sullivanem. Jego zachowanie i to rozbicie można jednak jemu wybaczyć, bo był to rewanż za rozbicie O'sullivana w innym turnieju, gdzie O'sullivan rozbił bile od tyłu, co Vafaei uznał za jego lekceważenie. Tutaj masz to rozbicie z tego turnieju https://www.youtube.com/watch?v=wjbU5N_sLlY .
Właśnie skończyły się mistrzostwa i chociaż Selby miał spektakularny powrót do meczu, bo przegrywał w pewnym momencie już 10 - 16, to zdołał powrócić do 15 - 16 a gra się w finale do 18 wygranych partii. Jednak Belg Brecel wygrał 2 ostatnie partie i został Mistrzem świata, czego jemu bardzo życzyłam.:)
Odnośnie strojów i samej gry. Snooker to tak jak golf, jest to gra gentlemanów i panują pewne zasady. Jak i w ubiorze tak i w zachowaniu. Dosyć często upominani są widzowie, którzy zapomnieli wyłączyć swoje telefony. W przypadku dźwięku dzwonka, zawodnik przerywa grę, a sądzie upomina widza. Panuje tam absolutna cisza w momencie zagrania. Ma to na celu nie zdekoncentrowania zawodnika, którzy są bardzo skupieni w swoich zagraniach. Potrafią oni tak zagrać, że nie tylko wbijają bilę, ale odprowadzają białą w takie miejsce, gdzie chcą. Uwierz, że są w stanie białą bilę tak pokierować, że często realizator sugeruje grafiką na ekranie, gdzie ma zatrzymać się biała bila, a zawodnik trafia w to miejsce z dokładnością kilku milimetrów. Fantastycznie się to ogląda, a uderzenia przewidują na kilka do przodu, niczym szachiści swoje ruchy. Kiedyś jak będziesz miał okazję, chęci a i czas, to pooglądaj taki mecz. Ręce same składają się do oklasków. Zobaczysz...
Tak właśnie Irko ta dyscyplina kojarzy mi się z angielskimi dżentelmenami. Czyli to gra nie dla mnie, bo ja w muszce czułbym się dziwacznie. Ale kiedyś trzeba będzie sobie obejrzeć cały mecz tego O'Sullivana skoro on kijem na stole takie cuda wyprawia. A ja dzisiaj zabrałem Młodego i pojechaliśmy na takie mini zawody w strzelaniu z wiatrówki. Najpierw był pistolet, też na śrut, ale na 4,5 mm i tu nic mi nie wychodziło. Pierwszy raz z tego strzelałem, nie wiedziałem jak z tego celować i pięć strzałów i żaden w tarczy. Potem była broń długa i tu w trzech strzałach ustrzeliłem 24 punkty. Z samego karabinu to był drugi wynik, ale do klasyfikacji liczono łącznie pistolet i karabin, więc miejsce było odległe. Potem, już poza konkursem, postrzelałem sobie z tego pistoletu, zmieniłem oko na lewe i już było dobrze, w tarczy. Na przyszłość już wiem, że jak celować z pistoletu to tylko lewym okiem. A następnie, po strzelaniu i kiełbasie z grilla zagraliśmy sobie w grę, która nazywa się boule, bardzo popularna we Francji. Jeśli kojarzysz curling, w którym lód zamiatają szczotkami, to w boule są takie same zasady tylko gra się na ziemi, więc bez tych szczotek. Ale fajna zabawa i udało nam się z Młodym pokonać rywali. Młodemu tak się spodobało, że mówi mi, że moglibyśmy taki zestaw sobie kupić, bo to gra dająca dużo frajdy...
Sneer...nie tylko O'sullivana proponuję oglądać, chociaż jego gra jest bardzo widowiskowa. Gra szybko i nie zastanawia się zbyt długo nad uderzeniem. Jego oficjalny rekord w maksymalnych brejkach to 15. Jednak powinno ich być 16. Kiedyś na zawodach, mając już ostatnią bilę na 147, czyli czarną za 7, przed ostatnim uderzeniem zapytał sędziego jaka jest wysokość nagrody za maxa. Tem mu odpowiedział, że w tym turnieju nie płaca za maksymalnego brejka. Wtedy Ronnie celowo spudłował czarną bilę i skończyło się na 140 pkt. Na pomeczowej konferencji wytłumaczył dlaczego tak zrobił. Zrobił to celowo, bo uważa, że maxy zdarzają się bardzo rzadko i powinny być wynagradzane dodatkowymi premiami. Był to swojego rodzaju protest za nie ustalenie premii w tamtym turnieju, a miał bilę tak ustawioną, że chyba każdy by ją wbił...nawet ja.:) A z wiatrówki to sama bym postrzelała, ale wtedy padłby na pewno okrzyk kogoś - Kryć się bo Irka strzela. xD
Irka … a wiesz, ze w potocznym angielskim (tzw. Cockney’u) rzeczownik Snooker oznacza ,zoltodzioba’ … nowicjusza i kompletnego amatora . Zabawna lingwistyczna konotacja, jeśli spojrzeć na tych mistrzów tej sympatycznej gry. Jako czasownik zacnie zaś służy opisowi oszustwa na narratorze … czyli, np. I have been snookered - zrobili mnie w konia, oszukali ‚ I co do maksymalnego breaku - nie zapominaj ze 155 pkt tez jest możliwe, choć faktycznie bardziej hipotetycznie.
O proszę, znowu coś ciekawego się dowiedziałam od Ciebie Mirko.:) Ja słyszałam tylko, że snooker to takie ustawienie białej bili, by było niemożliwe bezpośrednie zagranie nią na tę, która ma być w pierwszej kolejności zagrana. Czyli np. masz zagrać białą bilą w czerwoną, a przeciwnik białą tak poprowadził, że ta się zatrzymała za jakimś kolorem i przysłoniła czerwoną, uniemożliwiając białej bezpośrednie zagranie w tę czerwoną. Dosyć często nasi komentatorzy mówią wtedy np....ustawił snookera za czarną. Wyjęcie ze snookera jest wtedy ograniczone i najczęściej zawodnik oblicza kąty jak biała się odbije od bandy, by zaliczyć tę, którą powinien. Co do brejków maksymalnych, to pisałam o tym wcześniej, że można zdobyć więcej niż 147 pkt, ale pod warunkiem jak przeciwnik sfauluje pierwszym uderzeniem. Za najwyższego maksymalnego brejka uważa się brejka 148pkt. gdzie rozpoczynający sfaulował i przeciwnik dostał wolną bilę. Wolna bila to obojętnie jaka bila kolorowa, ale liczona wtedy za 1pkt. W takim przypadku to tak jakby na stole było 16 czerwonych a nie 15, no i później już normalne wbijanie wg kolejności. Snooker to bardzo widowiskowa gra. I chociaż czasem może wydawać się nudna, to wcale tak nie jest. Taki O'sullivan wbił np. maksymalnego brejka w niewiele ponad 5 minut, co dawało średnio jedne uderzenie na lekko ponad 8 sek. Sędzie musiał się nieźle uwijać wyciągając kolorowe bile, które do pewnego momentu wracają na stół, by Ronnie mógł zagrywać kolejną. Nie może tego wcześniej zrobić, póki sędzie nie ustawi bili na swoim miejscu. Z kolei wczorajszy finalista Selby, dzierży rekord czasowy bez uderzenia. Zastanawiał się kiedyś ponad 6 min jaki wykonać ruch. Można więc powiedzieć, że O'sullivan zdążył wbić maxa szybciej, niż Selby się zastanawiał pomiędzy dwoma uderzeniami.:)
Zwróć koniecznie uwagę na tajskiego gracza Thepchaiya Un-Nooh , zwanego ,Formula Jeden’ i ,Thai Rocket’ … bo robi breaki mega szybko … co nie jest takie proste, bo Snooker to połączenie manualnych zdolności ze strategią, a to wymaga myślenia … jemu właśnie udał sie taki ,break 155’ i nawet zostało to nagrane …
Tych chińskich i im podobnych snookerzystów jest cała masa. Chłopaki grają czasem jak z nut, i ogrywają najlepszych z wysp brytyjskich. Najświeższym przykładem był właśnie 20 latek Si. Ten chłopak jako debiutant doszedł aż do półfinału i mało co nie zagrał w finale. Właśnie z Brecelem prowadził 14 - 5 gdzie grało się do 17 wygranych. Nie wiem i chyba nikt tego nie wie, czy Brecel wzniósł się na same Himalaje snookera, czy zjadła trema młodego chińczyka, bo Brtecel wygrał od tego stanu 11 kolejnych partii i ograł SI. W ćwierćfinale było podobnie, gdzie Brecel zrobił wielki powrót do gry z O'sullivanem i wygrał 7 kolejnych parti, nie dopuszczając praktycznie do stołu w 3 rundzie Ronnego. Ronny prowadził 10 - 6, by przegrać 13 - 10.
Wracając jeszcze do chińczyków... ostatnio mieli potężne kłopoty w ogóle, bo chyba 9 z nich oskarżono, i co ważne udowodniono im, sprzedawanie meczów. Odsunięto wielu z nich od rozgrywek i nie wiem jak teraz tam to z nimi wygląda. Taką podobną aferę mieli też i Mistrzowie świata, jak np. Higgins. Tych to w ogóle nagrano jak się układali gdzieś na turniejach i to chyba w Moskwie. A jak grał młody Si, to polecam obejrzeć tutaj https://www.youtube.com/watch?v=Mhp6QtXwQFw
No to jesteśmy po drugiej rundzie zawodów SGP, które tym razem odbyły się na Narodowym. Nie chciałam wczoraj pisać zaraz po zawodach, bo lekko targały mną emocje, i to ze względu na Finał.
Dzisiaj już bardziej chłodnym okiem na to patrzę, ale i tak nie zgadzam się z decyzją sędziego, który zamiast wykluczyć Zmarzlika za spowodowanie upadku Doyla, wykluczył tego drugiego. Nawet w studio jeden z komentatorów, przyznał, że Zmarzlik trącił Doyla i to on powinien być wykluczony z powtórki finału.
Ja rozumiem, że żużel to sport dla twardzieli i miękiszony nie mają tam czego szukać. Jednak ci co się już zdecydowali wsiąść na te prawie 80 konne motocykle, powinny mieć czerwoną lampkę w głowie, która zapalałaby się w niebezpiecznych sytuacjach z napisem - Odpuść sobie, bo nie warto! Żużel to bardzo niebezpieczny sport, a brawurowa jazda, któregoś z zawodników, może nie tylko przykuć któregoś z zawodników do wózka inwalidzkiego, ale także zakończyć jego żywot. Historia zna takie przypadki!
Tak właśnie miało to zadziałać ww wczorajszym Finale u Zmarzlika.
Ja wiem, że na Zmarzliku była wielka presja, że cały Narodowy, i wszyscy kibice Zmarzlika, nie tylko chcieli, ale chyba wręcz wymagali od niego, by w końcu Polak, a jak Polak to ne kto inny jak Zmarzlik, wygrał na tym torze pierwsze zawody, które odbywały się już 7 raz.
Niech mi nikt nie wmawia, że za ten upadek winę ponosi Doyle. Zmarzlik zrównując się z Doylem, po prostu wyłamał motocykl, który trącił Doyla, a ten podcięty się wywrócił. To nie była tak jak mówili w studio, że Doyle widział, że już nie miał szans z wygranie ze Zmarzlikiem, to się na nim położył i się wywalił na własne życzenie - totalna bzdura. Przy takich prędkościach, nikt nikomu nie da gwarancji, że położenie się na torze, nawet wyćwiczone, nie spowoduje żadnej kontuzji. Dlatego uważam, że to Zmarzlik był winowajcą tego upadku i to on, a nie Doyle powinien być wykluczony.
Doyle drugi raz z rzędu w tym roku, zaliczył upadek, chociaż dwa tygodnie temu, to on sam sobie był winien!
Takie sytuacje powinny być wnikliwie badane przez sędziego, a najlepiej kilku. To jest przecież finał, gdzie miejsca osiągnięte w nim dają konkretne punkty, które w końcowej klasyfikacji mogą zdecydować o tytule mistrzowskim! Nie tylko stracił punkty Doyle, ale też zwycięstwo stracił Jack Holder, któremu zabrakło kilkadziesiąt metrów, by mógł się cieszyć wygraną. Tak więc przez "wyczyn" Zmarzlika, cały ten finał został przewrócony do góry nogami...
No nie mogę się zgodzić z tą opinią. Moim zdaniem sędzia podjął jedyną słuszną w takiej sytuacji decyzję, choć po tym upadku zadrżałem, bo liczyłem się z wykluczeniem Bartka, gdyż wielu sędziów lubi podejmować takie decyzje. Nie pamiętają oni o tym, że z jednej strony nie zawsze każdy kontakt powinien oznaczać wykluczenie, a z drugiej strony nie zawsze musi dojść do kontaktu żeby zawodnika wykluczyć. Pamiętam takie Grand Prix sprzed wielu lat, to musiało być w Anglii, bo wtedy z "dzikusem" jechał Anglik Dawid Norris. I Rickardsson miał kompletnie nie spasowany sprzęt, był wolny, jechał trzeci broniąc się przed atakami Norrisa. I stary wyga podpuścił Norrisa, dał mu się trącić i chociaż bez problemu z jedną ręką na kierownicy utrzymałby się na motocyklu to upadł. Kontakt był, sędzia wykluczył Norrisa, a Rickardsson w powtórce pojechał na innym sprzęcie i bez problemu wygrał. Sędziowie nie zawsze czując ten sport idą na łatwiznę i wykluczają bo był kontakt. A w tym biegu Bartek już wyprzedził Doyle i Doyle, gdyby odpuścił to przyjechałby ostatni. Dlatego zaryzykował, bo nie miał nic do stracenia, najwyżej i tak będzie czwarty. I położył się na Bartka licząc, że może Zmarzlik przymknie gaz, a jak nie to może sędzia wykluczy jednak Zmarzlika. Doyle zaryzykował, przedobrzył i nie udało mu się. A kluczowa przy werdykcie w tej sytuacji powinna być analiza zachowania Bartka. Bo Bartek nie zrobił żadnego nienaturalnego ruchu, nie poszerzył toru jazdy. On tylko złożył się w łuk, bo musiał to zrobić. Bartek nie mógł nic innego zrobić, w przeciwieństwie do Doyle, który mógł obrać inny tor jazdy. Ale to oznaczałoby ostatnie miejsce, więc wybrał położenie się na Bartku, zaryzykował i nie udało się. Jak dla mnie bardzo słuszna decyzja sędziego. Jeśli arbiter popełnił błąd, to w pierwszym półfinale, w którym Fredce Lindgrenowi tak podniosło koło, że Bewley musiał zamknąć gaz i stanął niemal w miejscu grzebiąc swoje szanse na finał. Fredka się kwalifikował do wykluczenia, choć żadnego kontaktu nie było. Ale w finale wykluczając Doyle moim zdaniem sędzia podjął prawidłową decyzję...
Ale Lindgren mi się podobał, był zadziorny i waleczny. Ten sztuczny, warszawski tor od lat bardzo mu odpowiada. I on nie boi się korzystać z technicznych nowinek. Pamiętam Warszawę 2017, które to zawody miałem okazję oglądać na żywo. Fredka wtedy sięgnął po jednostkę napędową od Marcela Gerharda. Gerhard zastosował tam innowacyjny system smarowania, wprowadził też zmiany w głowicy, ten silnik nazywał się jeśli dobrze pamiętam GTR i inni podchodzili do niego z rezerwą. A Lindgren zaryzykował i na tym silniku wygrał tamte zawody. A teraz w kwalifikacjach zamiast łańcucha sprzęgłowego miał pasek. Polscy mechanicy krytykują takie rozwiązanie. W tamtym roku przed sezonem do Gorzowa Patrick Hansen przyjechał właśnie z paskiem zamiast łańcucha to gorzowscy działacze go wyśmiali, że na czymś takim on chce w lidze jeździć. Tylko okazuje się, że ze startu spod taśmy, gdy zawodnicy stoją nieruchomo to pasek może i nie jest najlepszym rozwiązaniem, ale w kwalifikacjach startuje się ze startu lotnego i tu już takie rozwiązanie może się sprawdzić. Ale wczoraj w telewizji nie widziałem czy Lindgren miał łańcuch czy pasek. Pewnie łańcuch, ale Fredka lubi techniczne nowinki to w sumie kto go tam wie. Najważniejsze, że Bartek zrobił swoje, był w finale i już odjeżdża rywalom...
Każde nas opisuje to wydarzenie swoimi oczyma. Piszesz o Doylu jakby to był jakiś nowicjusz i przez przypadek znalazł się w finale i chciał coś ugrać, i to nie fair. Doyle w cuglach wygrał serię kwalifikacyjną i nie musiał nic kombinować, bo wyniki same go bronią. Zresztą tak jak w poprzednich zawodach, co świadczy o nim, że nie musi nieczysto zdobywać miejsce na podium.
Oglądałam na YT podobne sytuacje i powiem Ci tyle, że jakby Zmarzlik zrobiłby to Nikiemu Pedersonowi, to pewnie zaliczyłby kopa w jaja, bo w większości takich przypadków, Niki tak traktował tych co spowodowali jego upadek. Niki raz miał konflikt ze Zmarzlikiem i tedy jedyny raz Niki łagodnie podszedł do takiej sprawy, jednak po biegu i tak podszedł do Zmarzlika i powiedział jemu - powinieneś mnie przeprosić, co Zmarzlik zresztą uczynił, pokazują tym samym swoją klasę nie tylko jako zawodnika. Piszesz też o kontakcie, że nie każdy skutkuje wykluczeniem. Nie wiem czy wiesz, że za spowodowanie upadku, najczęściej poprzez kontakt, bieg zostaje przerwany, a sprawca wykluczony. Istnieją jednak sytuacje gdzie zawodnik sam się kładzie na torze, i to z różnych przyczyn. O ile uzna sam, e to jego wina, a jest w stanie sam ściągnąć motor i opuścić tor zanim nadjadą zawodnicy, to biegu się nie przerywa. Tak właśnie zrobił Doyle w poprzednim finale sprzed dwóch tygodni. Mnie to daje świadectwo, że on jednak nie kombinuje, a i zachowuje się fair w stosunku do Zmarzlika. Mógł przecież spokojnie leżeć na torze i bieg byłby wtedy przerwany, a w powtórce, chociaż bez Doyla, mogłoby się tak zmienić jak wczoraj.
No ale jest już musztarda po obiedzie, a wynik i decyzja sędziego poszły w świat. Kto powinien mieć większego kaca moralnego Doyle czy Zmarzlik pokazuje sytuacja jak Doyle schodził z toru, mijając Zmarzlika bez słowa i nawet nie popatrzył na niego. Myślę, że gdyby Doyle poczuwał się do winy, jego zachowanie byłoby zupełnie inne...
Tutaj masz podobne sytuacje i jak się kończyły...
https://www.youtube.com/watch?v=2YUmjT4RVjI
...polecam bieg z udziałem Hampela i sytuację Nikiego z Zagarem w 6 min tego materiału. Tam sytuacja była prawie identyczna jak wczorajsza. Oceń więc sam czy wina była po stronie Zagara czy też Nikiego?
No właśnie Doyle nie pojechał jak nowicjusz, bo ktoś taki by odpuścił, a Doyle zrobił jedyną rzecz, która dawała mu jakieś szanse na miejsce lepsze od czwartego. I myślę, że nikt tam nie miał do nikogo pretensji, ani nie miał kaca moralnego. Bartek zresztą sam przyznał, że nie dziwi się Jasonowi i gdyby to on był z tyłu to też pewnie próbowałby zakładać się na Doyle. Oczywiście w chwili zdarzenia są ogromne emocje, ale gdy one opadają to zawodnicy zdają sobie sprawę, że nie jadą o czapkę śliwek tylko o tytuł mistrza świata i tam nie ma odpuszczania. W Gorican po upadku Doyle od razu wstał, bo też doskonale wiedział, że decyzja mogła być tylko jedna czyli jego wykluczenie. I słowa uznania dla niego za to. Ale gdyby on miał choć cień szansy na start w powtórce to oczywiście by z toru nie wstawał. Dla mnie ta sytuacja z finału to takie zwykłe zdarzenie torowe, dwóch zawodników spotkało się w tym samym czasie w tym samym miejscu, skończyło się upadkiem i ktoś musiał zostać wykluczony. Wykluczony słusznie został Doyle, ale nie doszukiwałbym się tam nieczystej zagrywki czy innej sensacji. Takie sytuacje się po prostu zdarzają...
A Nicki Pedersen to jest osobny temat. To najbardziej kontrowersyjny zawodnik ostatnich kilkunastu lat, zresztą w tej kategorii w całej historii speedwaya byłby w czołówce. Jeździ bezpardonowo, brawurowo, ostro i za to jedni kibice go kochają, a inni nienawidzą. W każdym razie jak Pedersen staje pod taśmą, to wiadomo, że się będzie działo, bo Nicki jedzie. Z kim on już nie miał konfliktu? Nawet tak spokojny człowiek jak Greg Hancock kiedyś nie wytrzymał i w Szwecji rzucił się takim szczupakiem zrzucając Nickiego z motoru, gdy ten spowodował jego upadek. Ostatnio czytałem wywiad z Nickim, w którym powiedział on, że wie, że jeździ ostro, ale też jeśli ktoś z nim pojedzie ostrzej to on nie ma pretensji, bo tak się jeździ na żużlu. Uśmiechnąłem się jak to czytałem, bo pretensje to on jednak miał. Jak on kogoś wywrócił, to sorry, ale tak się jeździ, ale jak ktoś jego wywiózł, to Nickiemu ciężko było się z tym pogodzić. Ale co by nie mówić o Pedersenie, to jednak kawał żużlowej historii i tym bardziej szkoda oglądać jak on się w tym roku kończy. A jego konflikt z Zagarem przeszedł już do legendy. Był taki mecz Gorzów-Leszno, gdzie Nicki z Zagarem cięli się przez całe cztery okrążenia. Ja tam naliczyłem siedem spięć między nimi. W trakcie jednego biegu! A w tym wyścigu, o którym piszesz wina Nickiego nie ulega wątpliwości. Ale to nie była identyczna sytuacja. Była inna. Zagar był z przodu i wyłamanym motocyklem wchodził w łuk, gdy Nicki brutalnie w niego wjechał. Tu nie było żadnych wątpliwości kto był winny. A tu masz ten słynny bieg z Gorzowa... https://youtu.be/PhfSEqf700A
A byłbym zapomniał Irko. Zwróciłaś uwagę na pewien szczegół? Nie brakowało Ci tam wczoraj czegoś podczas transmisji?
Upierasz się przy swoim, ja też więc będę broniła swojej teorii. Ale to dobrze, bo właśnie o to chodzi. Nie wiem czy czytałeś co na ten temat miał do powiedzenia autorytet nad autorytetami, Marek Cieślak. Otóż skomentował to krótko - nie będę się wypowiadał na temat tej sytuacji.
Przyznasz, że gdyby sprawa była jasna, taki ktoś jak Cieślak, z pewnością poparł by decyzję sędziego. Uważam, że tego nie zrobił, bo musiałby wskazać za winnego Zmarzlika, a tego z pewnością nie chciał i dlatego powiedział to co powiedział. W necie aż huczy na temat tego biegu, i te wypowiedzi nie są chwalebne dla Bartka, a jedną z najgorszych, wręcz miażdżącą, była wypowiedź pewnego kibica, który napisał tak - "Po powrocie popatrzyłem na zdarzenie raz jeszcze i Jason musiałby pójść na bardzo szeroką
orbitę aby nie zostać podciętym przez Barteza. Zmarzlik poszerzał tor do chwili wyłamania motoru. Jak nie lubię Doyla, tak nie mam wątpliwości, że nie miał żadnej drogi ucieczki. Zmarlik faulował. Po raz tysięczny, bo on jeździ bardzo nieczysto, podobnie zresztą do Jasona. Tyle. Piszę to na chłodno, bo już się ze sportu wyleczyłem. Sędzi poszedł po emocjach i dał ciała."...drugi tylko dodał -"Wystarczyłoby z pokorą przyznać się do błędu i winy. A tak kwas jest i niesprawiedliwość."
W mojej ocenie trudno się z tym nie godzić.
A co dotyczy tego czego mi brakowało, to nie wiem co masz na myśli? :)
Irko, zdaniem wielu żużel jest najbardziej zwariowanym, widowiskowym i emocjonującym ze sportów motorowych. Bo zawodnicy jeżdżą na zamkniętym obiekcie, blisko siebie, w kontakcie. Ale to też sprawia, że często dochodzi do kolizji, wypadków. I oczywiście zdarzają się sytuacje zero-jedynkowe, gdy bez trudu można wskazać winowajcę. Ale często to są sytuacje takie pół na pół, gdzie naprawdę ciężko wskazać sprawcę. A sędzia musi kogoś wykluczyć. Wielokrotnie widywałem zdarzenia, gdzie ciężko było wskazać winnego i najsprawiedliwsze byłoby powtórzenie biegu w pełnej obsadzie. Ale wtedy mecze mogłyby trwać kilkanaście godzin i dlatego sędzia musi kogoś wykluczyć. I wczoraj to nie była taka jednoznaczna sytuacja, nie było tam jakiegoś faulu czy brutalnego ataku. Była męska walka i był upadek, więc ktoś musiał być wykluczony. I moim zdaniem wykluczony mógł być tylko Doyle. Ale to nie była taka sytuacja zero- jedynkowa, że 100% winy ponosił Doyle. Może to było 60:40 czy 70:30, a może tylko 55:45, ale dla mnie nie ulega wątpliwości, że wykluczony powinien być Doyle. Moje wątpliwości rozwiały powtórki od tyłu, gdzie było widać jak na dłoni, że Zmarzlik nie zrobił nic poza tym co musiał czyli złożeniem się w łuk...
I Protasiewicz, który ma sobą 30 lat jazdy na żużlu wczoraj w studiu też od razu powiedział, że niebieski kask czyli Doyle powinien zostać wykluczony. A z wypowiedzi Cieślaka nic nie wynika, po prostu nie chciał się wypowiadać, bo musiałby dobrze przeanalizować powtórki. Cieślak oprócz tego, że jest najwybitniejszym polskim, a może i światowym trenerem jest także facetem, który nie szczypie się w język i gdyby miał wyrobione zdanie na ten temat, to na pewno by je przedstawił. Jakoś nie miał oporów żeby przyznać, że sędzia popełnił dużą gafę nie wykluczając Fredki w pierwszym półfinale. Ja też zdanie o wykluczeniu Doyle wyrobiłem sobie dopiero po obejrzeniu kilku powtórek. A co do kibiców to oszołomów nie brakuje. Ktoś kibicuje Janowskiemu czy Dudkowi to nie przepada za Zmarzlikiem. Ponadto Bartka sponsoruje Orlen i jeździ on w Lublinie, który wspiera kilka spółek skarbu państwa, więc jacyś internetowi debile zarzucają Bartkowi, że sprzedał się pisiorom. Ale prawdziwi kibice potrafią docenić jego sportową klasę. I Bartek jeździ brawurowo, odważnie, z zębem i fantazją, ale czysto, nie brutalnie, nie po chamsku i nie przypominam sobie żeby on kogoś z premedytacją wywiózł w płot. To z pewnością nie jest drugi Nicki Pedersen...
A czego brakowało? Gdy dwa lata temu Discovery przejmowało od BSI prawa do Grand Prix, to miało ambitne plany. Grand Prix miało wrócić na Antypody, do Australii czy Nowej Zelandii, miało na stałe pojawić się w Rosji, coś tam przebąkiwano o rundzie w Azji, bodajże w Malezji, co zresztą nie za bardzo mi się podobało. I z tych mocarstwowych planów nic nie wyszło, z też dużej chmury spadł mały deszczyk. Nie ma żadnych zmian na lepsze i Discovery powiela te same błędy co BSI. Ale coś się jednak zmieniło. Otóż Discovery uznało, że nie będzie już pań podprowadzających. Bo to podobno jest seksizm! Niestety te chore pomysły dotarły również do żużla. Przecież tych dziewczyn nikt do tego nie zmuszał, one same chciały się pokazywać. Na szczęście u nas w Polsce jest normalnie i u nas podprowadzające są i władze ligi mówią, że nie ma mowy żeby one zniknęły ze stadionów. W niektórych ośrodkach te dziewczyny cieszą się popularnością niemal dorównującą tej jaką cieszą się zawodnicy. To są najczęściej dziewczyny myślące o karierze modelek, ale w którymś mieście jest prawniczka, a w innym lekarka itd. I co roku odbywa się plebiscyt na najładniejsze podprowadzające ligi i w ubiegłym roku oddano aż 170 tysięcy głosów. To świadczy o skali zainteresowania. Ale władzom Discovery ładne dziewczyny nie w smak, więc w Grand Prix już ich nie zobaczymy. I to jest jak na razie największa zmiana jaką w Grand Prix wprowadziła Discovery. Każda dyscyplina ma swoją specyfikę, swoje smaczki czy tradycje. Jeśli kiedyś oglądałaś mecz NBA to na pewno kojarzysz czirliderki, które w przerwach wymachują pomponami. Discovery to amerykańska firma i jakoś czirliderki w NBA im nie przeszkadzają za to dopieprzyli się do żużlowych podprowadzających, które stały się już tradycyjnym elementem żużlowego widowiska. I już więcej, przynajmniej w Grand Prix, obleśne samce nie będą się oblizywać na widok zgrabnych dziewczyn stojących przed taśmą startową. Takich czasów dożyliśmy...
Ano faktycznie. Masz rację. Zniknęły te fajne dziewczęta, które niczemu winne muszą teraz odpuścić sobie te turnieje SGP. Jak to mawiał klasyk - Komu to przeszkadzało?
Co do żużla...Sneer, ja wszystko wiem o tym sporcie. Naprawdę. Ktoś powie, że jestem babą i co ja tam mogę wiedzieć? Otóż mój mąż to zagorzały kibic a wychowywał się z kolegami, którzy mieli coś do powiedzenia w żużlu, a Szczakiel zdobywał tytuł mistrzowski. Poza tym spójrz ile jest kobiet w parkingu i przeprowadzają transmisję i ile jest na trybunach. Za niedługo wyprzemy was facetów na drugi plan.:P:)). Piszę o tym, bo chciałam Ci powiedzieć, że wiem o żużlu i co to za dyscyplina. Jakie niesie konsekwencje i ryzyko jakie istnieje. Tak, to twardy sport i przeznaczony dla prawdziwych facetów. Ale jaki by nie był on twardy, to zawsze musisz kalkulować czy warto iść na całość? Każdy lubi bezpardonową walkę i mijanki. Bije się wtedy brawa na stojąco. Jednak tacy "wariaci" jak Pedersen, a niestety czasem i Zmarzlik, powinni przemyśleć te swoje, czasem niebezpieczne zagrania. Ja niestety nie byłam na zawodach w PL gdzie jeździł żużlowiec Jarmuła. Ponoć to był istny kamikadze z Częstochowy. Tyle wiem od męża. Doprowadzał do wielu wypadków, ale to właśnie dzięki jego jeździe kibice przychodzili na tor. Na tamte czasy był takim Nikim Pedersenem i innymi brawurowo jeżdżącymi zawodnikami, razem wziętych. Jest legendą, ale to właśnie jego jazda tak go uczyniła.
Oby tylko nikt nie poszedł w jego ślady. Legendą owszem, ale po pięknej walce.
Ja w tych moich komentarzach dzisiaj, zwróciłam tylko uwagę na to co wydarzyło się w finałowym biegu. Decyzji sędziego i "krzywdzie", jaką doznał Holder, a i ...Doyle...
Absolutnie nie kwestionuję Irko Twojej żużlowej wiedzy. I wiem, że kobiety stanowią znaczny odsetek wśród kibiców. Pewnie wzięło się to stąd, że gdy na stadionach piłkarskich na porządku dziennym były bójki kiboli, to stadiony żużlowe były od tego wolne, panował na nich spokój i na mecze żużlowe często chodziły całe rodziny. Jak kilkanaście lat temu jeździłem z klubem kibica na mecze wyjazdowe to pamiętam, że w autokarze też było sporo kobiet. I teraz wszystko co chcesz to znajdziesz w internecie lub dostaniesz na allegro, ale kiedyś było inaczej i zdobycie pamiątek czy gadżetów żużlowych wymagało trochę zachodu. Mama mi dawała na lody czy oranżadę, to odkładałem żeby kupić program z jakichś zawodów lub zdjęcie zawodnika. I jak miałem z 12 lat to mój wujek brał ślub. I przed ślubem nas odwiedzili i przyszła ciocia mówi, że słyszała, że interesuję się żużlem, więc ma coś dla mnie. Okazało się, że w młodości była zagorzałą fanką i przekazała mi swoje pamiątki. Ale wtedy miałem radochę! Potem po nocach przy latarce żeby rodzice nie zauważyli, że jeszcze nie śpię przeglądałem te zasoby. Ech to były czasy. Teraz jeszcze dobrze mecz się nie skończy , to już znam wynik, bo sprawdzę w telefonie. Ale w latach 80- tych? W niedzielę była kolejka i do wtorku nie znałem wyników. We wtorek do szkoły szło się na 12:30, więc rano brałem rower i jechałem do kiosku, gdzie mieliśmy teczkę z gazetami. Wracałem i nawet nie wchodziłem do domu tylko jeszcze w garażu na stole rozkładałem "Kurier Polski" i tam na przedostatniej stronie była szczegółowa rozpiska punktowa każdego meczu. W każdym razie nie musisz mi Irko mówić, że są kobiety znające się na żużlu, bo doskonale o tym wiem...
A Jarmułę oczywiście kojarzę, choć na torze chyba tylko raz go widziałem. Ale to był kozak, tak jak piszesz taki ówczesny Nicki Pedersen. Niektórzy bali się z nim jeździć, albo mu odpuszczali żeby im wariat krzywdy nie zrobił. On też wyprzedzał swoją epokę, bo jeździł widowiskowo, był showmanem i często był wykluczany na przykład za jazdę na jednym kole. Dziś to jest normalka, że jak zawodnik wygrywa z dużą przewagą, to wjeżdża na metę na jednym kole, ale kiedyś uznawano to za stworzenie niebezpiecznej sytuacji i Jarmułę wykluczano. Ja ten mecz, który widziałem z Jarmułą pamiętam, bo on ostro zaatakował któregoś z naszych, ale przedobrzył i zaliczył glebę. I każdy inny zszedłby z toru, a Jarmuła leżał, jedną ręką wymachiwał w kierunku wieżyczki sędziowskiej, a łokciem drugiej ręki uderzał w tor żeby pokazać jaka nawierzchnia jest twarda, jaki jest beton. I ten jego łokieć jakoś tak utkwił mi w pamięci. Pojedynek Jarmuły z Pedersenem to byłoby coś, pewnie kości by tam trzeszczały. A co Irko Twój mąż mówi o tym wczorajszym upadku w finale?
On raczej jest stonowany. Uważa, że to są elementy, które należy wliczać w ryzyko tego sportu, i to nie tylko wypadki, ale też decyzje sędziowskie. O tym zdarzeniu powiedział dyplomatycznie...sędzia mógł wykluczyć zarówno Doyla jak i Zmarzlika, oczywiście nie jednocześnie, podjął taką decyzję jaką podjął i reszta pozostaje w strefie domniemania. Oczywiście lekko mi tym podniósł ciśnienie, bo powinien trzymać moją stronę i to definitywnie, jak mawiają uczestnicy Milionerów. :)
Rozsądny facet z niego. I w gruncie rzeczy myślimy podobnie, bo chociaż jestem przekonany, że sędzia podjął słuszną decyzję, to nie byłbym mocno zdziwiony, gdyby zapadła inna decyzja. To nie była jednoznaczna sytuacja, ale ktoś musiał być wykluczony. A nie miałaś wrażenia, że w ogóle tamtego dnia Bartek był wolny i miał słaby sprzęt i tylko dzięki swoim fantastycznym umiejętnościom wycisnął z tego sprzętu maksymalnie ile się dało? Z tym, że ja nie oglądałem całych zawodów. W sobotę byłem zajęty stawianiem ogrodowej konstrukcji, prace się przedłużyły i nie powiem: dobra to wy róbcie sami dalej, bo ja muszę coś w telewizji obejrzeć. Dlatego wróciliśmy do domu dopiero na 18 bieg. Zobaczyłem Bartka jak w 20 biegu przyjechał drugi objeżdżając po orbicie Maxa Fricke i powiedziałem do Młodego: sprzętu Bartek nie ma szybkiego, ale chodzi zewnętrzna, więc jest szansa. Startu też nie miał i męczył się. Na takim sprzęcie każdy inny zawodnik by poległ, a Bartek jeszcze wycisnął z niego podium. Ale to takie moje wrażenia jedynie po obejrzeniu tych ostatnich sześciu biegów...
Może to nie wydarzenie sportowe, ale ze sportem ma wiele wspólnego.
Otóż dzisiaj obiegła świat smutna wiadomość... W Alpach szwajcarskich zginął, prawdopodobnie zasypany lawiną, Kacper Tekieli. Prywatnie mąż Justyny Kowalczyk. Kim jest Krystyna Kowalczyk, nie trzeba chyba nikomu mówić. Natomiast o jej mężu już niewielu wie.
Kacper Tekieli miał 38 lat. Był polskim wspinaczem, a prywatnie od 2020 r. mężem Justyny Kowalczyk-Tekieli, dwukrotnej mistrzyni olimpijskiej i dwukrotnej mistrzyni świata, która cztery razy zdobyła Puchar Świata. 2 września 2021 r. para doczekała się syna, który teraz ma półtora roku.
Kacper Tekieli był uczestnikiem programu Polski Himalaizm Zimowy (2010-2015) i w ramach projektu brał udział w wyprawach na Makalu oraz Broad Peak Middle. W 2016 r. uczestniczył z Pawłem Karczmarczykiem w akcji ratunkowej na Shivling w indyjskich Himalajach (6543 m).
W Tatrach przeszedł około 300 dróg wspinaczkowych, wiele samotnie, pokonując najważniejsze ściany polskich i słowackich szczytów. Wspinał się także w Alpach (słynna "trylogia alpejska" północnych ścian: Eiger, Matternhorn, Grandes Jorases), na Alasce, na Kaukazie, w Norwegii.
To wielka tragedia, i to nie tylko w rodzinie Pani Krystyny. Wielka tragedia również w środowisku tych wspaniałych, silnych, i twardych ludzi, jakimi są ci co zdobywają szczyty gór, i to wtedy jak my siedzimy przy ciepłym kominku...
Wyrazy współczucia Pani Krystyno i całemu środowisku "górali"...
A wszystko na takich wyprawach zaczyna się zwykle … ot jak każdej wspinaczki dzień … aż do chwili gdy tragedia wygrywa z romantyzmem
http://www.youtube.com/watch?v=wC1r2Lf3Xsk
Tak, smutna wiadomość. Ale powiem Ci Irko, że jak usłyszałem o tym to sprawdziłem jak zginął. I stwierdziłem, że w tej całej tragedii dobre choć to, że stało się to podczas wspinania. Może dla innych to bez znaczenia, bo śmierć to śmierć, ale dla tych odważnych ludzi może to mieć jakieś znaczenie. Podobnie nie mam pojęcia co sobie myślał Jerzy Kukuczka, ale jestem przekonany, że gdy oderwał się od ściany i spadał w przepaść to w ostatnich tchnieniach życia pomyślał sobie: A jednak było warto! Wiem, że to irracjonalne, ale chcę wierzyć, że taki był koniec pana Jerzego. A o tym co teraz musi czuć Justyna to nawet lepiej nie mówić. Kilka lat temu mój znajomy zginął tragicznie, zostawił półroczną córkę i młodą żonę i co ta kobieta przechodziła to się nie da opisać. Ciężkie chwile teraz przed Justyną. A jej mąż już w gronie takich herosów jak wspomniany Kukuczka, Rutkiewicz, Czok czy Hajzer, którzy zginęli w górach...
Mireczko, Ty też masz wiele wspólnego z górami. Powiedz mi proszę, co kieruję wami, że chodzicie w góry? Ciągle wyżej i wyżej. Jakieś niezdobyte ściany, nowe szlaki. Latem lub utrudniacie sobie wejścia zimą. Z tlenem a najlepiej bez, by przełamać kolejną granicę. Jak tam jest na górze, na szczycie? Pewnie dla niektórych wspinaczki są jak narkotyk. Nie weźmiesz kolejnej działki, to cię skręca i ciężko wyjść z tego nałogu. Warto?
Poczucie i potrzeba wolności, chęć sprawdzania samego siebie … absolut obcowania z samym sobą, i to, ze na tych wysokościach, gdy zaczynasz odczuwać wpływ tego rozrzedzonego powietrza to coś jakby otwierało umysł, rozszerzało percepcję. Zaczynasz słyszeć wewnętrzny głos, zmienia się waga spraw i priorytety życiowe. Czujesz, ze rosną ci skrzydła. Jak jest na szczycie? Cudownie cicho, i tak intymnie …tak cicho, ze słyszysz bicie własnego serca. I upajasz sie wówczas takim nieopisany szczęściem. Ze prawdziwie żyjesz …
Bałaś się kiedyś w górach? Miałaś jakąś sytuację, że mogło być różnie? Opowiedz o ludziach tam wysoko żyjących, o Szerpach bez, których chyba nikt, by sobie nie poradził tam wysoko..
Polecam ci dwie ksiazki o niesamowitych polskich kobietach stąpających po szczytach . Wanda ( o Wandzie Rutkiewicz) oraz Halina ( o Halinie Kruger-Syrokomskiej). Obydwie autorstwa Ani Kaminskiej. Pozwolą ci to zrozumieć łatwiej niz ksiazki pisane przez facetów ….
Tak, bałam się jak na szlaku zastała mnie noc. Ta otulająca i obłapiająca prawie 100% ciemność … i każdy kamień, który jakby chciał aby to na nim skręcić nogę. I każda roślinka która nagle zamieniała się w raniąca cierń …. I ten wewnętrzny głos który mówił - No i po co ci to było?
Warunki w górach pewnie potrafią zaskoczyć każdego i to w najmniej oczekiwanych sytuacjach. Najgorzej chyba jak zaskoczy Cię burza. Ciemność, wiatr, deszcz i te niesamowite echo jakie się niesie po uderzeniu pioruna. Boję się burzy...
Sneer... Kukuczka, Rutkiewicz, i inni... ci herosi Himalajów zostali tam gdzie chcieli. Najbardziej głośną sprawą ostatnich lat była akcja ratownicza Elisabeth Ravol i Tomasza Mackiewicza. Ta pierwsza dzięki heroicznemu wysiłkowi Adama Bieleckiego i Denisa Urubko przeżyła. Tomek pozostał w górach...
Usłyszałam wtedy po raz pierwszy o Urubce. Chyba w tej chwili to jeden z najlepszych himalaistów na świecie. Ogromne doświadczenie, twardy charakter, siła, która jest równa samym Himalajom, i ta jego szybkość. Potęga...
Tak, pamiętam tamtą akcję. Oraz zarzuty pod ich adresem, że nie poszli po Mackiewicza. Mira wspomniała o dwóch książkach o naszych alpinistkach, to ja mógłbym Ci Irko polecić "Rozmowy o Everescie" Żakowskiego (tak, tego Żakowskiego), to cykl rozmów z Wielickim i Cichym. Mam tę książkę od Piaa i pochłonąłem ją w dwie noce. Byłaby jedna noc, ale w trakcie lektury zauważyłem, że jest już po 2 w nocy, a o 6 trzeba wstawać do roboty. Pamiętam, że któryś z nich wyjaśnia tam, że czasami pozostawienie kolegi w górach to nie tchórzostwo, a konieczność, bo alternatywą jest po prostu samobójstwo. A tak przy okazji mogę o coś spytać Mira?
Pewnie. Pytaj …
Bo w tejże książce Żakowskiego Wielicki wspomina, że Messner gdzieś pisał, że zdobywcę szczytu ogarnia błogie rozleniwienie i chęć pozostania na szczycie. I Wielicki uznał to za chwyt reklamowy, bo on z Cichym chcieli spieprzać stamtąd jak najszybciej, zrobić to co trzeba i schodzić. To jak to jest? Stoisz na himalajskim szczycie i ogarnia Cie rozleniwienie jak chce Messner czy chcesz jak najszybciej spieprzać jak zauważa Wielicki?
Polecam też książki Darka Kortko które wraz z Marcinem Pietraszewskim napisał o Kukuczce, Wielickim i Berbece. Darek to hanys stad ci śląscy herosi mu pasowali … podobnie jak profesor Religa czy nieodżałowana Krystyna ,Krista’ Bochenek
Wiesz Sneer ze mam swoją koncepcje w tej kwestii? … otóż Wielicki i Cichy to inżynierowie … podobnie jak większość naszych tuzów alpinistycznych, szczególnie wywodzących się ze dawnych środowisk : wrocławskiego ( skupionego przy Wandzie Rutkiewicz), warszawskiego ( skupionego przy Zawadzie) i slazakow wywodzących się z Politechniki Gliwickiej. Inżynierskie umysły, precyzja planowania, ,zero jedynkowe myślenie’, racjonalizm, apoteoza empiryzmu, dość kontrolowany romantyzm. Pamietaj, ze ludzie bardzo różnie reagują na takich wysokościach … uważam, ze wykształcenie ogólne, a Messner chyba szedł bardziej w kierunku Uniwersyteckim i chyba nauczycielskim … w tych szczególnych warunkach życiowych może faktycznie niebezpiecznie prowokować do nieracjonalnych tam zachowań.
No i jak wspominamy Tomka …. romantyka który traumy życiowe kompensował miłością do ekstremalnej wspinaczki, apologety himalaizmu który kupował liny w sklepach zaopatrzenia rolniczego, namioty na Allegro a skorupowe buty i puchowe kurtki w komisach a jak wszedł to pakistańskiej wioski to dzielił się z tubylcami paprykarzem szczecińskim w puszce i pasztetem drobiowym. Człowiek który dokumentnie olewał obowiązek składania quasi literackich raportów z wypraw władzom PZA …. to odsylam do ksiazki , Czapkins’ Dominika Szczepańskiego.
Tak, to precyzyjne planowanie i taki racjonalizm da się u nich zauważyć. Przy okazji Wielicki wyjaśnia pewien zakorzeniony mit jakoby oni robili to co robią, bo lubią ryzyko, potrzebują co jakiś czas jego odpowiedniej dawki. Bo oni na ryzyko jedynie się godzą. To nie tak, że lubią ryzyko i dlatego uprawiają alpinizm. Jest odwrotnie, oni lubią alpinizm, lubią się wspinać i dlatego podejmują ryzyko. Bo alpinizm bez ryzyka nie istnieje. I raczej niechętnie zmieniam zdanie, ale logiczne, rozsądne i racjonalne argumenty potrafią mnie przekonać. Bo kiedyś wydawało mi się, że zostawienie kolegi w górach to okrutna, samolubna i egoistyczna postawa. Ale Wielicki z Cichym przekonali mnie, że tak nie jest. Bo dla najbliższych osób czy kogoś kogo się kocha można machnąć ręką na swoje życie na zasadzie: Umierasz? Trudno, to razem to zrobimy, bo bez ciebie się nigdzie nie ruszam. Ale jak dwóch dorosłych facetów idzie na szczyt to choćby byli dobrymi znajomymi czy przyjaciółmi to jest granica poświęcenia. Tą granicą jest istnienie szansy. Dopóki jest szansa pomoc jest obowiązkiem. Ale gdy takiej szansy nie ma pomoc oznacza samobójstwo. Ja widzę w tym logikę i mnie to przekonuje. Ale może zamiast moich słów fragment z książki. Żakowski: Leszku, czy gdybyście znaleźli się w takiej sytuacji, zdecydowałbyś się zostawić Krzyśka? Cichy: Musiałbym tak zrobić. Przyjacielowi trzeba pomóc, ale tylko wtedy, kiedy jest szansa, że chociaż jeden przeżyje. W przeciwnym razie popełnia się zwykłe, głupie samobójstwo. Żakowski: Czy myślałbyś tak samo jak Leszek, gdybyś się znalazł na miejscu Hannelore Schmatz? Wielicki: Wtedy już się nie myśli, wtedy się umiera. Gdybym myślał, to kazałbym mu iść. Gdybym go prosił o pomoc, to byłoby tak, jakbym go sam zabił...
Zawsze powtarzam - dobrze rozumiany egoizm jest absolutnym prawem każdego mądrego człowieka. ,Decyduje’ o jego życiowym szczęściu ale może tez zadecydować o zyciu. Oczywiście, u katopojebow jest inaczej, bo oni żyją w tym cudnym haju, ze im bardziej cierpią to lepiej będą mieli w niebie … no ale trudno. Debilizm i mentalne upośledzenie zostawmy jednak lekarzom. Hannelore - pierwsza kobieta która zginęła pod Everestem. Nie dotarłam do Czwartej bazy, która jest już na poziomie 8 tys metrów ( byłam , już na to zbyt stara - a podatność na chorobę wysokościowa rośnie z wiekiem, także u himalaistów! moje maksimum to tylko ,Drugi’ obóz). Czwórka stanowi ostatni przystanek przed szczytem Everestu … ale znam kilku którzy to zaliczyli, i opowiadali o tych ciałach, tych którym się tam nie udało s którzy nadal śluza innym jaki drogowskazy … Bo statystyka jest nieubłagana : 5% porywających się na Everest ginie ; co dwudziesty …. Taki jest urok stąpania po szczycie świata , taki jest koszt dotykania nieba
Z tymi statystykami jest trochę jak z tą szklanką w połowie pełną lub pustą. Bo dla jednego będzie to wystarczający powód żeby z daleka trzymać się od Himalajów. A dla drugiego przeciwnie, bo na 20 śmiałków aż 19 przeżyje. A tego cierpienia to bym wyłącznie z katolicyzmem nie utożsamiał. Bo o pozytywnych stronach cierpienia, o tym, że może być ono drogą do doskonalenia umysłu mówił człowiek, który przyjął imię Dalaj Lama, a on zdaje się nie jest żadnym katolickim biskupem...
Cierpienie w Buddyzmie, szczególnie tybetańskim … a cierpienie w katopojebstwie to jednak zbyt odległe światy intelektualno - emocjonalnej wrażliwości. Zupełnie do siebie nie przystające … smutne to ale nic na to nie poradzimy
Tak, tego w ogóle nie da się porównać. Ten teokratyczny ustrój panujący przez wieki w Tybecie był tak mroczny, że Aztekowie wyrywający serca to przy nich niewiniątka. A tybetańskiego feudalizmu nawet nie ma co porównywać z tym w średniowiecznej Europie. Ponad 90 procent Tybetańczyków było niewolnikami pozbawionymi wszelkich praw i wykorzystywanymi przez kastę mnichów w każdy możliwy sposób, od gospodarczego poczynając, a na seksualnym kończąc. Ludzie zdychali z głodu, ale ważne było, że tybetańskim mnichom udało się ułożyć kolejną mandalę czy jak tam te ich piaskowe mozaiki się nazywały. Masz rację Mira, cierpienia tybetańskie i katolickie to dwa odmienne światy...
No to nic tylko dziękować, ze w końcu Chinole tam, przyszli i tych Tybetańczyków przykladnie wyzwolili. Dzięki za oświecenie. Chyba faktycznie wrócę do katopojebow bo ci Tybetańczycy to cieniarstwo jakies. Miekiszony i chyba pedaly, bo w sukienkach kolorowych latają. No i dewianci seksualni - jak piszesz. Ot z mądrym na zbiorniku to zawsze ciekawie porozmawiać. Dzieks!
W końcu tam przyszli? Chinole nie pojawili się tam 20 czy 30 lat temu, ani nawet nie w 1959 toku. Tybet jest częścią Chin gdzieś tak od XIII wieku....
No to coś jak Ukraina odwieczna częścią Rosji …. Fascynujące! To pewnie z uwagi na te ich XIII to wieczne historyczne koneksje to im ten szybki pociąg z Pekinu tam puścili … a w tym ich uświęconym placu Barkhor cudny supermarket postawili jako rekompensatę, ze ich tam ci mnisi pierdolili, jak księża pedofile dzieci na plebaniach. No, raz jeszcze pięknie dziękuje!
Jest taki amerykański politolog Michael Parenti, który pisał o Tybecie. Ale nie bajania o "Wolnym Tybecie", tylko o tym jakie piekło na ziemi urządzili mieszkańcom Tybetu buddyjscy mnisi. Pierdolenie przez nich dzieci to jedynie jeden z wielu przejawów ich władzy. A buddyzm był taką pokojową religią, że gdy na ziemie opanowane przez buddystów wkroczył Czyngis-Chan, to umęczone przez buddyzm azjatyckie ludy ochoczo poddały się jego władzy...
A to cwaniaki buddyjskie! Czytalam, ze nawet płacili żeby się w ten mongolski jasyr w pierwszej kolejności poddać. Szkoda, ze im jeszcze do pełni szczęścia pierwszej komunii nie zrobili. No, ale do katopojebstwa to trzeba jednak glebszy poziom mentalnego zagubienia osiągnąć … jak na Filipinach, a ci różni tam buddysci to jak piszesz - spryciarze. Zaraz zrywam te tybetańskie i buddyjskie flagi co to mam w antryju zawieszone, mandale - won! Maski Mahakali - śmietnik od razu. No nie wiem jak ci dziękować. Zrobię sobie teraz tabernakulum i do takiego kielicha chipsów nasypie, takich białych, fit beztłuszczowych . To jakby takie oświecenie ….
No pewnie, że cwaniaki. Klasztory opływały w bogactwa, a uciskany lud miał wpajane, że niedola jest pokutą i karmą za złe uczynki w poprzednim życiu, we wcześniejszym wcieleniu, więc ciemny ludu morda w kubeł, klepać mantry i służyć z oddaniem panom mnichom. Nie ma co, cwanie pomyślane. No dobra Mira, pogadaliśmy sobie i myślę, że starczy. Trzymaj się...
No to sportowy skandal roku mamy za sobą. Znany piłkarski rasista, sędzia Marciniak, ponownie dopuścił się skandalicznego wybryku. Piszę ponownie, bo chyba wszyscy pamiętają co on zrobił podczas finału Mundialu. Ale jeśli jednak ktoś nie oglądał to przypomnę. Francja była na deskach, właściwie nie dojechała na ten mecz i Argentyna już powoli zaczynała świętować i wtedy w ciągu minuty Trójkolorowi wrócili do gry, doprowadzili do wyrównania i cisnęli dalej, bo poczuli krew. I jest 86 czy 88 minuta i czarnoskóry Francuz Thuram przewraca się w argentyńskim polu karnym usiłując wymusić karnego. Byłem pewien, że Marciniak podbiegnie do Thurama, klęknie przed nim i za rasizm naszych przodków, za wielowiekowe prześladowania, za to wszystko Marciniak podaruje Thuramowi karnego. Zresztą co tam jednego karnego. Za to, że w przeszłości ludzie o takim samym kolorze skóry jak Marciniak łapali biedne Murzyniątka w siatkę i wysyłali na plantacje bawełny, to od razu dwa karne się należały! A co zrobił Marciniak? Ten wstrętny rasista pokazał Thuramowi żółtą kartkę! Ewidentnie tym samym wypaczył wynik meczu. Zresztą tak naprawdę to on w ogóle nie powinien tego spotkania rozpoczynać tylko odgwizdać walkowera dla Francji. Bo w drużynie Argentyny grało jedenastu białasów! Ja się pytam, a gdzie parytety antydyskryminacyjne? Jak nic walkower się należał. I wtedy świat na taki przejaw rasizmu nie zareagował, to nie trzeba było długo czekać i mamy kolejny skandal. Rozzuchwalony bezkarnością Marciniak wygłosił prelekcję i wziął udział w konferencji, której współorganizatorem był faszysta. Co prawda ten faszysta nigdy nie był karany, jest doktorem ekonomii, za pół roku zostanie posłem i jest szefem legalnie działającej partii. Ale jak lewacy mówią, że faszysta, to znaczy, że faszysta i nie ma nawet o czym gadać. Dopiero jak sprawa się rypła, to Marciniak zaczął się tłumaczyć. Bo on nie wiedział, bo wprowadzono go w błąd. Taa, jasne, nie wiedział. Pewnie myślał, że idzie na konferencję organizowaną przez polski oddział Black Lives Matter do spółki z Kampanią Przeciw Homofobii, ale zabłądził i dopiero po prelekcji zorientował się, że trafił do faszysty Mentzena...
Ale ostatecznie złożył samokrytykę, pokajał się, przeprosił. I słusznie zrobił, bo to już tawariszcz Stalin pisał: "Uważam towarzysze, że samokrytyka jest nam równie niezbędna jak powietrze i woda". Powietrze u nas nieszczególne, a i woda dzięki zasługom Trzaskowskiego podczas awarii Czajki bywa gówniana, to chociaż tą samokrytyką nadrabiajmy. Marciniak dał przykład jak to robić. Za te jego rasistowskie wyskoki zasłużył na dożywotnią dyskwalifikację, ale skoro się pokajał i złożył samokrytykę, to ja nie byłbym wobec niego zbyt surowy i zadowoliłbym się jedynie 10-letnim zakazem zbliżania się na odległość mniejszą niż pół kilometra do jakiegokolwiek boiska piłkarskiego...
No dobra, a tak nieco bardziej poważnie, to pewien bardzo mądry facet, choć Rosjanin, napisał kiedyś: "Upodliliśmy nasze człowieczeństwo tak żałośnie, że dla najskromniejszej jałmużny jesteśmy w stanie poświęcić wszystkie nasze wartości, nasze dusze.(...) I nic nie przeraża nas tak bardzo jak wizja odważnego zabrania głosu". I Marciniak bez wątpienia jest czołowym piłkarskim sędzią, być może aktualnie jest najlepszym sędzią na świecie. A teraz miał okazję pokazać jakim jest człowiekiem. I moim zdaniem oblał ten egzamin. Za jałmużnę w postaci prowadzenia finału Ligi Mistrzów wydał upadlające oświadczenie, a zamiast odważnego zabrania głosu wybrał pokrętne tłumaczenia i kajanie się chociaż nie zrobił nic, kompletnie nic, nagannego. Najwyraźniej w przeciwieństwie do umiejętności sędziowskich, które można nabyć, nauczyć się ich, to człowiekiem z charakterem po prostu się jest lub nie. A po tej całej aferze to mnie Marciniak bardziej niż z gwizdkiem kojarzy się z chorągiewką...
Oglądałaś Irko? Bo ja, gdy startował Tomek Gollob to oglądałem każde GP. Ech, to były czasy. Nie pamiętam już jakie to było GP, ale założyłem się wtedy z kumplem, że za każdy bieg, w którym Tomek wygra on mi stawia browar, a jak Tomek nie wygra to ja jemu stawiam. I Tomek tego dnia startował siedem razy z czego sześć razy wygrał. Albo Terenzano 2010, oglądaliśmy to u znajomego, który miał Canal+ i gdy było już pewne, że Tomek ma złoto to padłem przed telewizorem na kolana i krzyknąłem: Dziękuję Tomku, 20 lat na tę chwilę czekałem! Skrzynkę piwa mieliśmy wtedy do dyspozycji, to jestem usprawiedliwiony. Potem, gdy Tomek zakończył starty w GP wydawało mi się, ze pewna epoka się skończyła i ja nie będę miał już komu kibicować. Ale życie nie znosi próżni i teraz moim ulubieńcem jest Zmarzlik. Nie szlajam się już po pubach i poza polskimi rundami to pozostałe śledzę w internecie. Ale znajomy ma Playera i mnie zaprosił, to kupiłem czteropaka i u niego obejrzałem. I to była Praga jak nigdy wcześniej. Bo tam zazwyczaj chodzi tylko krawężnik, decyduje start i zawody są nudne. A dzisiaj było nawet niezłe ściganie. I ucieszył mnie triumf Vaculika. Bo Słowacja to poza Martinem właściwie biała plama na żużlowej mapie i dobrze, że ktoś z takiego kraju wygrał. Poza tym dla Vaculika Praga to niemal drugi dom i fajnie, że tam wygrał. Ponadto to bardzo sympatyczny i lubiany zawodnik. Taki Holta ma 50 lat, od 30 lat startuje i mieszka w Polsce i w naszym języku potrafi powiedzieć jedynie "kurwa". A Vacul mówi świetnie po polsku, dużo lepiej niż wielu naszych rodaków. Szkoda mi Bewleya, który miał świetną rundę zasadniczą, wygrał ją w znakomitym stylu, ale jego przekleństwem są półfinały, w których po prostu się spala. Za to kolejny raz błysnął młodszy Holder. Czasami otrzymuje się dar od losu tylko trzeba jeszcze umieć go wykorzystać. Jeszcze w lutym zeszłego roku i Bewley i Holder byli poza GP i wtedy wykluczono Rosjan i ktoś musiał ich zastąpić. Padło na tę dwójkę i obaj świetnie wykorzystali szansę i teraz trudno wyobrazić sobie GP bez tej dwójki. Co prawda Holder jest aktualnie wyżej w klasyfikacji, ale to Bewley robi show. Przypomina mi on Kenny Cartera i oby nie skończył tak jak on, który choć miał papiery na mistrza to nigdy nie stanął na podium i zakończył życie w młodym wieku samobójem. Bewley jak dla mnie to pewniak do medalu, choć może jeszcze nie w tym roku. Lindgren tym razem nie wszedł do finału, ale widać, że jest mocny i jego medal w tym roku jest bardzo prawdopodobny...
A Polacy? Nie było źle, choć pozostał niedosyt. Janowski zaczął świetnie, pokonał Zmarzlika, a po dwóch seriach był współliderem. Potem uszło z niego powietrze i miał trochę pecha, bo czasami 7 punktów wystarcza do awansu, a on z 8 odpadł. Ale to co zrobił Dudek woła o pomstę do nieba. Fakt, jest progres, bo wreszcie awansował do półfinału, ale w nim mimo doskonałego startu dał się objechać i odpadł. Tego nie można robić. Ja rozumiem, że ktoś zaśnie na starcie, zostanie przyblokowany i jest pozamiatane. Ale jak się wygrywa start i jest się na autostradzie do finału to nie można tego psuć tak jak Dudek. Jak się wchodzi wąsko w drugi łuk to trzeba pilnować krawężnika, a nie wynosić się pod bandę zostawiając otwartą furtkę rywalom. A Bartek zrobił swoje, trzeci turniej i trzeci raz w finale. Chociaż nie był szybki, może poza swoim drugim biegiem, gdy wyjechał z czwartego pola w stylu Golloba nawet nie zamierzając się zakładać na rywali tylko napędzając się po orbicie. Tomek nie raz tak w Bydgoszczy wygrywał. Za to w półfinale Bartek pokazał mistrzowski kunszt. Już wybór drugiego pola był ryzykowny i stało się najgorsze czyli Madsen z pierwszego pola wygrał start. Zamarłem wtedy, bo nie wyglądało to dobrze i pewnie każdy inny zawodnik na miejscu Zmarzlika przyjechałby ostatni, 50 metrów za rywalami. A Bartek poprzepychał się z Lambertem, wyszedł na drugie miejsce i pomimo, że był przeraźliwie wolny obronił tę pozycję. Czyli jest dobrze, Bartek mimo nieszczególnie mu pasujących torów w Warszawie i Pradze trzy razy był w finale, jest liderem i teraz powinno być tylko lepiej. Bo teraz jest Teterow, gdzie przed rokiem był drugi, potem Gorzów czyli jego rodzinny tor, na którym zna każdy kąt, a następnie Malilla, a w Szwecji on jest dominatorem. Jestem przekonany, że Bartek już tego nie wypuści, ale za nim jest ciekawie i tu przewiduję, że będą się tasowali do końca. Lindgren jest mocny i może już z podium nie zejść, ale co do Holdera to nie jestem przekonany. Ma dobry sezon i na pewno namiesza, ale w tym roku jeszcze chyba medalu nie zdobędzie. Madsen wraca na właściwe tory, Bewley w końcu przełamie niemoc w półfinałach, Doyle przestanie się przewracać, Lambert też jest w gazie, Vaculik uskrzydlony dzisiejszym zwycięstwem też może się liczyć, więc przewiduję, że za plecami Bartka będzie się toczyła ciekawa walka o pozostałe medale...
Sneer, odpisze Ci jutro :)
Spoko Irko. Ja też dopiero niedawno wróciłem do domu. Jest weekend, piękna, słoneczna pogoda i są przyjemniejsze formy spędzania czasu niż na tym kurwidolku...
Nawet gdy jest piękna pogoda, a jest SGP, to ja zasiadam przed telewizorem i oglądam ten turniej. Moja odpowiedź na Twój komentarz dopiero dzisiaj, jest spowodowana tym, że w ten weekend przyjechał do mnie mąż, i zabrał mnie najpierw do Niemiec, a wczoraj wracaliśmy do domu.:) Byłam potwornie zmęczona, a na dodatek zapomniałam myszki komputerowej, i po prostu odpuściłam sobie już to pisanie wczoraj.
Co do zawodów...oczywiście oglądałam i zgadzam się z Tobą prawie we wszystkim. Piszę prawie, bo w odróżnieniu od Ciebie, ja nie jestem tak przekonana jak Ty co do stwierdzenia, że Zmarzlik już tego prowadzenia w ogólnej klasyfikacji, nie wypuści z rąk. Sneer, ja wiem i doceniam Twoje wielkie kibicowanie Zmarzlikowi, wiem, że to Twój ulubiony zawodnik żużlowy i to może troszkę ci przesłaniać obiektywny punk widzenia. Nie chodzi mi tylko o to co napisałeś, bo pewnie tak chciałbyś i wierzysz w to, a to przecież Ci nie tylko wolno, ale też nic złego. Ja chciałabym Ci tylko podkreślić, że to były dopiero 3 zawody, a do końca jeszcze 7, i wszystko może się wydarzyć w klasyfikacji, a ja wręcz jestem pewna, że zmieni się jeszcze lider.
Mam też jak zwykle znowu zastrzeżenia co do samej jazdy Bartka. Jak dla mnie to znowu była za ostra jazda i było to widać właśnie z Lambertem. Ta jego jazda póki co nie ma jeszcze skutków tragicznych, ale myślę(obym się myliła), że to kwestia czasu. O tym sporcie pisaliśmy ostatnio, więc nie będę się powtarzać, ale wczoraj znalazł się pierwszy sędzia, który spojrzał na Zmarzlika z innej strony, niż ci co wykluczają Doyla, za błąd Zmarzlika. Wywalił z biegu Zmarzlika w domowych zawodach, i nie było zmiłuj się. Sytuacja była bardzo podobna jak SGP, z tym, że wczoraj sędzie wg mnie ocenił ją już prawidłowo. Wytyczne są bowiem jasne - Jak się wyprzedza, to trzeba to zrobić tak, aby nie przewrócić rywala. I ja się z tym zgadzam. Widziałam to dopiero dzisiaj z powtórek. Zmarzlik był o wiele już przed Fricke, ale był kontakt tego "chlapacza", z Frickiem, a ten upadł i należała się dyskwalifikacja. Tak też sędzia zrobił i nie patrzył na zasługo Bartka. Już nie pamiętam, w którym to było biegu, bo zawody oglądałam w Niemczech, a tam było bardziej hucznie, ale Zmarzlik wcisnął się pomiędzy bandę a zawodnika, gdzie już chyba nie było centymetra miejsca. Tak, ja wiem, że to jest męski sport, ale są jeszcze mądrzejsi od Zmarzlika i odpuszczają ryzykowne manewry Zmarzlika. Tylko, że jakoś mam przeczucie, że kiedyś to źle się skończy. kiedyś ktoś nie odpuści, a wtedy mogą i te dmuchane bandy nie pomóc. Oby nie...
Żadnych skutków tragicznych nie będzie, bo Bartek jeździ bezpiecznie. Brawurowo tak, ale nie ostro. On ma kapitalne opanowanie motocykla i wie na co może sobie pozwolić. Dlatego ostatnią poważną kontuzję on miał będąc jeszcze juniorem. I nie przypominam sobie żeby on kogoś brutalnie sfaulował, to nie ten typ zawodnika. A że wciska się między rywala, a płot? Jak chcesz być mistrzem świata to musisz wkładać głowę tam gdzie inni baliby się włożyć nogę głosi stara żużlowa maksyma. Są tacy, którzy w takich sytuacjach pękają i oni nie piją szampana, ale Gollob za najlepszych lat, Sajfutdinow czy właśnie Bartek nie boją się tego. A upadki się zdarzają wszystkim. To jest sport kontaktowy i panienki tam nie jeżdżą, to i upadki muszą być. Nie widziałem tego biegu w Grudziądzu, ale to pewnie była typowa torowa walka. Zresztą podobno po biegu Bartek poszedł do boksu Fricke, przeprosił go, przybili piątkę i jest po sprawie. Będąc na miejscu Bartka Fricke zrobiłby to samo, bo też chciałby wygrać. A to półfinałowe starcie Zmarzlika z Lambertem to była normalna sytuacja. Wczoraj w Lesznie Thomsen dużo mocniej trącił leszczyńskiego juniora i ten choć jest nieopierzonym juniorem to nie położył się tylko utrzymał się na motocyklu i pojechał dalej. I to mi się podobało, z tego młodzika może być zawodnik, bo nie pęka, nie kombinuje, nie wymusza, nie kładzie się na tor tylko jedzie dalej. Bartek też czasami jest ostrzej potraktowany przez rywala i walczy dalej, a nie dąsa się, ani nie przewraca. Jak Bartek ma upadek, to znaczy, że nikt inny w takiej sytuacji nie utrzymałby się na motocyklu...
A na czym polega przewaga Bartka? Gdy inni mają słabszy dzień to kończą na 12 lub 14 miejscu, a Bartkowi jak nie idzie to jest 4 czy 5. Zobacz na klasyfikację generalną GP. Pierwszy Zmarzlik drugi Lindgren trzeci Holder. Teoretycznie to w tej chwili trzech najlepszych żużlowców na świecie. I w sobotę cała trójka jest w czołowej ósemce. Tak się składa, że w Polsce oni jeżdżą w jednym klubie w Motorze Lublin. I dzień później, w niedzielę w lidze Bartek robi 14 punktów i to z wykluczeniem, a bez tego byłoby 16 lub 17 punktów. Lindgren zdobywa 3 punkty, a Holder 4 punkty. To ich różni. I jeszcze coś. Gdy inni są szczęśliwi, bo awansowali do finału, to Bartek zawsze jedzie o zwycięstwo. To było doskonale widać w sobotę w finale. Na wyjściu z pierwszego łuku Bartek mógł przyciąć do krawężnika i byłby wtedy trzeci przed Holderem. Tylko mając wolny motocykl przy krawężniku nic więcej by nie ugrał, przyjechałby trzeci. Jedyną szansą na lepszy wynik była jazda po szerokiej i tam nabranie prędkości. Dlatego Bartek ani myślał zamykać krawężnik i pojechał szerzej. Tym razem nie wyszło, bo motocykl był za wolny i Holder go wyprzedził przy kredzie. Ale to pokazuje czym kieruje się Bartek. Walczyć o zwycięstwo i nie zadowalać się trzecim miejscem. I mówisz, że będzie jeszcze zmiana lidera? Oj myślę, że tym razem Irko bardzo się mylisz. Od drugiego miejsca w dół będą się jeszcze tasowali, ale przewiduję, że pierwsze będzie już niezmienne do końca sezonu...
I mówisz, że Fricke zahaczył o deflektor Bartka? To się zdarza zwłaszcza na pierwszym wirażu, że przednie koło lub lewa noga zahacza o deflektor rywala. W ogóle te deflektory to tak średnio mi się podobają. To jest pomysł Barry Briggsa, 4-krotnego mistrza świata i on pewnie na tym nieźle zarobił i jak już te deflektory są to niech będą, ale jakby ich nie było to ja bym nie narzekał. Bo deflektor ma w założeniu ograniczać szprycę. Tylko ona i tak jest, może mniejsza niż wcześniej, ale jest. I w latach 60- tych czy 70- tych taki deflektor by się przydał, bo wtedy wielu zawodników miało urazy oczu. Wtedy były kaski "skorupy" i zwykłe gogle, które gdy zabłocone to zawodnicy je w trakcie biegu zdejmowali żeby cokolwiek widzieć. I na przykład Cieślak, ten słynny trener, kiedyś omal przez to oka nie stracił. Ale obecnie zawodnicy mają takie środki ochrony, że bez kevlara żużlowiec przypomina prawie rycerza, bo każda newralgiczna część ciała jest osłaniana ochraniaczami. A pod kaskiem jest maska na twarz, gogle, zrywki, albo taśma roll-off, więc ta szpryca nikogo już wzroku nie pozbawi. A kibice? Ja zawsze na mecz niezależnie od pory roku zabieram okulary przeciwsłoneczne, bo nie wiem gdzie będę siedział. Jak na prostej to one niepotrzebne. Ale jak na pierwszym łuku, to po meczu na suchym torze na odzieży i we włosach jest warstewka kurzu i do tego lecą kamienie z toru, więc okulary są nieodzowne. Ale co to byłby za żużel, gdyby choć trochę się nie kurzyło? Dlatego dla mnie deflektorów mogłoby nie być...
Zupełnie inaczej jest z pneumatycznymi bandami. Je z kolei wymyślił syn Barry Briggsa czyli Tony. I nie chcę wiedzieć ile kości oraz kręgosłupów zostało przez to uratowanych przed złamaniem i ilu zawodników dzięki temu ocaliło zdrowie i życie. Do dziś pamiętam śmiertelny wypadek znakomitego rosyjskiego żużlowca. To był świetny człowiek i świetny zawodnik. Minęło już ponad 25 lat, a ja ten wypadek pamiętam jakby to wczoraj było. Dzisiaj po takim upadku zawodnik wstałby, otrzepał się i wystartował w powtórce. Bo to była typowa "kanapka" na pierwszym wirażu. Ale nie było wtedy dmuchanych band i zawodnik przydzwonił głową w metalowy słupek od parkingowej bramy. Uderzenie było tak silne, że kask uległ pęknięciu, a głowa, no cóż, głowa uległa ciężkim obrażeniom. Tak mi się zebrało na wspominki, bo dzisiaj czyli 6 czerwca przypada kolejna rocznica tego feralnego wypadku. Dlatego te dmuchane bandy to jeden z najlepszych pomysłów jakie wprowadzono w żużlu. Ale wiesz, że one mogą by tylko na wirażach? Kiedyś na początku były też na prostych i na którymś Grand Prix Czech Lukas Dryml zahaczył chyba hakiem o taką bandę i miał wtedy koszmarny upadek, zaczął się dusić i ledwie go odratowali. Na łukach jeśli zawodnik ma z bandą kontakt to jedynie tylnym kołem i to nie jest groźne, ale na prostych, gdy zawodnicy jadą szerzej to mogą zahaczyć czy hakiem czy kierownicą lub łokciem i to byłoby bardzo niebezpieczne i z tego powodu na prostych ich nie ma. Ale na łukach one ratują zawodnikom zdrowie. Te bandy są ze specjalnego rodzaju PCV, które przy uderzeniu zwiększa ciśnienie i pochłania energię kinetyczną uderzenia. Zabawnie pierwsze zetknięcie z dmuchańcem opisywał Jarek Hampel. Bo jak nie było tych band i zawodnik wjechał w dechy czy siatkę, to wszystko widział. A dmuchana banda wciąga zawodnika. Hampel upadł i po krótkim oszołomieniu otworzył oczy i zobaczył ciemność. Przez chwilę pomyślał, że to może koniec i może już jest po drugiej stronie, ale szybko zrozumiał, że nadal żyje i tylko leży pod dmuchaną bandą jak pod pierzyną. W każdym razie to świetne rozwiązanie, który uczyniło ten sport dużo bezpieczniejszym niż wcześniej...
Mówisz, że żadnych skutków tragicznych nie będzie? Obyś miał rację Sneer! Piszesz o dmuchanych bandach. Tak, to świetny pomysł czy wynalazek. Uchroniły z pewnością wielu zawodników przed poważnymi urazami. Pamiętaj jednak, że bandy to nie wszystko. Istnieje też wiele innych zagrożeń, jak chociażby najechanie leżącego zawodnika. Gdzieś widziałam w jakimś wyścigu, jak po kolizji, motor zdarł kask z zawodnika. Takim tragicznym przykładem, może być wyścig gdzie nie ma band. Chodzi o MotoGp. Młody zawodnik Marco Simoncelli, zginął na torze. Sytuacja jak wiele innych..uślizg przedniego kola i wywrotka, a na upadającego Marca, najechał nie kto inny jak sam Valentino Rossi - Król Królów i jeszcze inny zawodnik. Wypadek skończył się tragicznie...Tak więc nie tylko uderzenia w bandę mogą wywołać tragiczne skutki.
No ale nie życzę nikomu spowodowania wypadku, ani w num uczestniczenia. Kto zdobędzie tytuł mistrza, jest dla mnie sprawą otwartą. Więc do następnego...
Tak, nawet dmuchana banda nie uchroni przed skutkami każdego torowego zdarzenia. Ta banda to świetne rozwiązanie, ale ona nie jest panaceum na wszystkie zagrożenia na torze. Kojarzysz takiego zawodnika jak Darcy Ward? To był wielki talent i to na miarę tych największych. Był najmłodszym w historii mistrzem świata juniorów i przebojem wszedł do Grand Prix. Jest trzy lata starszy od Zmarzlika i moim zdaniem był jedynym, który mógłby z Bartkiem rywalizować. Niestety w meczu w Zielonej Górze, w ostatnim biegu, gdy mecz był już dawno rozstrzygnięty i ten bieg nie miał kompletnie żadnego znaczenia Darcy nadział się na tylne koło Artioma Łaguty, przekoziołkował i upadł tak nieszczęśliwie, ze poszedł rdzeń kręgowy. Banda go nie uchroniła, bo zdarzenie miało miejsce nie przy bandzie, a przy krawężniku, na wyjściu z wirażu. I już nigdy się nie dowiemy czy Darcy wydarłby Bartkowi jakieś złoto. Bo Darcy dzisiaj jeździ, ale nie na motocyklu, a niestety na inwalidzkim wózku. Ale chłopak się nie załamał, bo ma u boku wspaniałą kobietę, która poślubiła nie Darcy'ego odnoszącego sukcesy, a Darcy'ego przykutego do wózka. Dzisiaj mają dwójkę dzieci, Lizzie wspiera męża, a Darcy realizuje się jako organizator zawodów dla swoich następców, czyli dla młodych australijskich żużlowców...
A o tym Simoncellim słyszałem, ale nawet nie wiedziałem, że to sam Rossi go przejechał. A jeśli chodzi o ten spadający kask, to nie wiem czy mamy na myśli to samo zdarzenie, ale właśnie w ten sposób zginął młody Krystian Rempała. On w meczu z Rybnikiem wyjechał na tor w niezapiętym kasku. Czas naglił, paliło się już światło dwóch minut i żeby nie został wykluczony to wyjechał w pośpiechu nie dopinając kasku. I pewnie na 100 biegów on 95 razy spokojnie dojechałby do mety, 4 razy leżałby niegroźnie i nic by mu się nie stało. Niestety Krystianowi trafił się ten jeden przypadek na sto i doszło do takiej kolizji, że kask spadł mu z głowy i gołą, niczym nieosłoniętą głową uderzył w tor. Miał 18 lat, był utalentowany i miał całą karierę i całe życie przed sobą i zdecydowało kilka sekund, bo tyle trwa zapięcie kasku. Mój Młody jak był mniejszy to czasami się pytał czy bym go nie zapisał na żużel, ale nieraz mu powtarzałem: Spójrz na moją głowę, widzisz tam siwe włosy? bo ja niestety widzę i uważam, że więcej mi ich nie potrzeba, dlatego mowy nie ma, zapomnij, wybij sobie to z głowy, gdybym miał pięcioro synów, to OK, to niech jeden jeździ, ale mam tylko Ciebie i jesteś dla mnie zbyt cenny, ja się naoglądałem na żywo i w telewizji, nasłuchałem się i naczytałem o tylu wypadkach na torze, że nie chcę drżeć co niedzielę ze strachu czy wrócisz z zawodów w jednym kawałku, jak interesuje Cie sport to jest tyle bezpiecznych dyscyplin, tenis stołowy, siatkówka, brydż, łyżwiarstwo figurowe, skok wzwyż, ale jak nie chcesz żeby Twój Stary na jakiś zawał odjechał to o jakichkolwiek sportach motorowych zapomnij! I tak to jest z tym sportem, uwielbiam go oglądać, ale nie chciałbym żeby ktoś mi bliski go uprawiał. Bo ryzyko kalectwa czy nawet utraty życia jest po prostu wpisane w istotę tego sportu...
No to mamy Mega sportową sobotę.:)
Najpierw Iga, później Bartek, a na deser finał LM z Haalandem w roli głównej. Oj będzie się działo!
Z pewnością. Skumulowało się tych imprez i emocji nie powinno zabraknąć. Teoretycznie w każdym z tych zawodów faworyt jest jeden i to taki zdecydowany. Ale w sporcie faworyci się potykają, w przeciwnym razie bukmacherzy już dawno by poszli z torbami, więc przewiduję jedną niespodziankę. Oby tylko nie trafiło na Bartka. Iga jest świetna, ale w końcu kiedyś musi w tym Paryżu przegrać. Ale pewnie jeszcze nie teraz. City wygrało już wszystko oprócz Ligi Mistrzów i szejkowie tam taką kasę wpompowali, że jak nie teraz to nie wiem kiedy staną przed taką szansą jak dzisiaj. Inter ma sezon mocno przeciętny i Ligę Mistrzów zaczęli słabo, ale rozkręcali się z każdym meczem. Z 10 lat temu grali już taki finał, w którym nie byli faworytami, a pyknęli Bayern wtedy 2:0. A Bartek zawsze i wszędzie gdzie startuje jest faworytem. I nawet jak pod siedzeniem ma "osiołka" to tak się na tym motorze wygina, tak balansuje ciałem i takie ścieżki obiera, że mam wrażenie, że wyciska z silnika jakieś dodatkowe konie mechaniczne. Ale ostatnimi czasy bardzo mi się podoba Bewley. Rok temu dostał szansę od losu i świetnie ją wykorzystał. Okrzepł w gronie najlepszych, ustabilizował formę i tylko kwestią czasu jest jak przełamie klątwę półfinałów, które w tym roku jak dotąd były dla niego nie do przejścia. Będzie ciekawie, ale ktoś z tej trójki Bartek, Iga, City czuję, że dzisiaj nie wygra. Z tym, że akurat Bartek nie musi dzisiaj wygrywać żeby powiększyć przewagę. Wystarczy, że będzie w finale...
Już pierwsze widowisko na jakie się szykowałam, zepsuło mi nastrój. W zasadzie byłam pewna, że ono się tak potoczy, ale człowiek zawsze ma nadzieję, a tu proszę. Dla mnie lipa po całości.
Do Igi nie ma się co czepiać, bo gra swoje a i los jest dla niej jakoś wyjątkowo łaskawy. Albo wolny los, albo krecz przeciwniczki, albo zawodniczki z końca stawki. Nie trafia na mocne rywali, a tylko gdzieś z jakiś odległych pozycji. Liczyłam na Rybakinę, że spotka się z Igą gdzieś w ćwierćfinale, ale Rybakina nabawiła się kontuzji no i zamiast niej, grały dalej takie Muchove... Ta Muchova to totalna porażka. To nie ona powinna grać w finale, a Sabalenka. Sabalenka to ktoś kto ma ambicje, cel, a nie tak jak ta Muchova, której szczyt osiągnęła ogrywając Sabalankę i w finale zupełnie odpuściła sobie grę. Wracając do meczy Muchova - Sabalanka, to nie Muchova wygrała i nie była taka dobra, a tylko Sabalenka przegrała i to z samą sobą. W pewnym momencie Sabalenka na 17 błędów, 16 było niewymuszonych, czyli popełniła je z własnego powodu. Oglądałam ten mecz i odniosłam wrażenie, że Sabalenka nie chciała tego meczu wygrać, bo jak można prowadzić 40:0, i mając piłki do skończenia gema, stojąc prawie przy siatce, wali smecza z całej siły w ....metrowy aut. Mecz przegrała na własne życzenie, czym skutecznie zepsuła dzisiejsze widowisko. Myślę, że gdyby w finale skład byłby Świątek - Sabalenka, to byłby to zupełnie inny mecz. Sabalenka gra siłowo, a i nie pęka przed żadnym nazwiskiem! A ta Muchova to co? Totalna porażka! Odebrała wszystkim kibicom widowisko, bo nic innego.
Mam nadzieję, że drugie widowisko, z udziałem Bartka, będzie o wiele ciekawsze, czego sobie i wszystkim życzę.:)
Sneer, wiesz z czego się jeszcze cieszę i co mnie ekscytuje? Otóż ta nasza "rywalizacja", dotycząca Bartka. Ty jesteś z krwi i kości prawdziwym, nie tylko kibicem, ale także jego najwierniejszym fanem. Bardzo mi się podoba to, bo z zawodnikiem się przeżywa wszystko, nie tylko zwycięstwa, ale też i porażki. Ty takim jesteś. Ja zaś wychodzę z założenia - bij mistrza. Nie wiem, ale mam to od dawna. Jak Rossi wygrywał wszystko co było do wygrania, to kibicowałam Daniemu Pedrosie, jak po Rossim nastała era Marqueza to kibicowałam Lorenzo. No taka już jestem i co zrobię?:P:)) Dzisiaj pewnie też będę kibicować komuś innemu, bo....bij mistrza. :)
Kazimierz Górski mawiał - Dopóki piłka w grze... sądząc po dzisiejszym finale w RG, miał wiele racji. Pierwszy swój komentarz dzisiaj pisałam jak Iga prowadziła w setach 6:2 i w drugim 3:0. Odpuściłam sobie dalsze oglądanie, bo w zasadzie było pozamiatane. Jakież było moje i pewnie nie tylko moje zdziwienie, jak nagle Muchova zaczęła grać. Pomyślałam sobie nawet, że chyba mnie przeczytała, co napisałam na zbiorze i powiedziała sobie - poczekaj, ja zaraz ci dam, porażka. Jakby nie ta zawodniczka. Stres w związku z finałem i Świątek, jakby minął. Po ciężkiej, widowiskowej walce ugrała seta i wyrównała stan meczu. W 3 świetnie zaczęła, bo od 2:0. Później jeszcze raz przełamała Igę i miała zwycięstwo prawie w garści. Niestety...końcówka jak początek pierwszego seta. I...zeszła z kortu pokonana, a Iga dała powód do zdumiewających mnie peanów, wszelkiej maści pseudo dziennikarzom jak i komentatorom. Ci już nie wiedzą jakich mają używać porównań i zachwytów nad Igą. Potrafią nawet napisać, że Iga przebiła największe gwiazdy tenisa, takie jak Serena Villiams, bo wygrała 7 seta z rzędu w finałach RG. No pojebani z tymi statystykami. Za moment zaczną liczyć ile razy Iga zaserwowała po prawej stronie kortu i wygrała punkt. No żenada. A już przegięcie pały to, to, że właśnie oglądam żużel a oni o Idze. Masakra...
Ja bym tego Irko rywalizacją nie nazwał. Za bardzo Cie lubię żebym miał z Tobą rywalizować. I rzeczywiście jest wśród kibiców taka zasada "bij mistrza", ale mnie ona raczej nie dotyczy. Oczywiście nie ma jakiejś zasady czy reguły, ale jak tak patrzę na swoje sportowe sympatie, to jednak jest raczej odwrotnie. Nie zastanawiałem się nad tym głębiej, ale w sporcie jest określona hierarchia i najwyraźniej nie lubię, gdy jest ona naruszana. W MotoGP za dzieciaka mistrzem był Rainey i nie podobało mi się jak Doohan na Hondzie okazał się lepszy. Ale potem Doohan zdobył cztery tytuły i z kolei nie chciałem żeby inni z nim wygrali. W Formule 1 mistrzem był niezapomniany Senna, a tu nagle jakiś Schumacher chce z nim rywalizować. Ale gdy zabrakło Senny, a Schumacher zdobył 7 tytułów, to z kolei nie przepadałem za Hamiltonem. Teraz Hamilton ma 7 tytułów i gdy przegrywa z jakiś Verstapenem to jednak wolałbym żeby z nim wygrał. W lidze piłkarskiej nie lubię Legii, Wisły czy Śląska, ale ich miejsce jest w ekstraklasie, bo tam zawsze byli. Niech przegrywają z poznańskim Lechem, ale ich miejsce jest w ekstraklasie, bo odkąd pamiętam zawsze tam byli i taka jest piłkarska hierarchia. I dlatego cieszę się, gdy do ekstraklasy powracają takie uznane firmy jak ŁKS czy Ruch Chorzów, a nie, że grają tam jakieś Bełchatowy, Rakowy, Termaliki Nieciecze czy inne tego rodzaju wynalazki...
Sneer...szykuj sobie piwko i zasiadaj wygodnie w fotelu. Dzisiaj SGP oglądniesz na bezpłatnym kanale TTV. Obstawiam, że Zmarzlik nie wygra.:P Holder i Doyle, to moi faworyci. :)
Tak, już czuję ten dreszczyk emocji. Wiadomo, że na "Jancarzu" faworyt może być tylko jeden, ale z tymi murowanymi faworytami w sporcie różnie bywa, więc ja będę zadowolony jeśli Bartek awansuje do finału, bo on nie musi wszędzie wygrywać. Finał Bartka jest pewny, a w finale to już zdecydują detale. Jeśli ktoś może pokrzyżować Zmarzlikowi szyki, to ja stawiałbym na Vaculika. A Holder coś czuję, że nie odegra dzisiaj znaczącej roli. On ma w tym roku w Grand Prix rewelacyjny sezon i spore szanse na medal i musi mu się zdarzyć słabszy występ i czuję, że to będzie właśnie dzisiaj. A Doyle? Swoje zrobi, do półfinału wejdzie, może nawet do finału, ale Bartkowi nie zagrozi. Dobra, bo zaczynają...
Frajda jak zwykle dla kibiców. Jak dla mnie oczywiście kilka uwag. Najważniejsza to wykluczenie Doyla. Ta sama sytuacja, zresztą pisałam o tym. To Lindgren miał wylecieć z finałowego biegu za zahaczenie deflektorem Doyla. Tak wyleciał Zmarzlik w ligowym meczu i była to jak najbardziej prawidłowa interpretacja sędziego. Spowodowałeś upadek zawodnika, wyjazd do parkingu i tyle. Kolejna sprawa...Zmarzlik nie miał prawa wygrać tego finału. Jakie błędy popełnili najpierw Lindgrem a później Madsen to chyba w szkółce żużlowej by wiedzieli. No i ci komentatorzy...już ich słuchać nie mogę jak to zachwalają Zmarzlika. Te przytaczanie rekordów, i który to on już nie jest w klasyfikacji wszech czasów, przyprawiają mnie o mdłości. Zupełnie jak o Lewandowskim, który niby wygrał ligę i koronę króla strzelców, ale oboje wiemy, w jakich bólach, i jak dla mnie Lewy jest już skończony. Zmarzlikowi trzeba pogratulować, ale to dopiero polowa turniejów, i wszystko jest możliwe.
No nie Irko i to trzy razy nie. Po pierwsze, sędzia słusznie wyrzucił Doyle'a z tego finału. I to już powoli staje się tradycją, że jak są zawody z udziałem Doyle'a, to ten Kangur będzie leżał. Taką ma manierę, że lubi się kłaść. A teraz to już wyraźnie przyaktorzył. Lindgren wchodził wąsko w krawężnik, nie poszerzał toru jazdy, nie wykonywał jakichś nienaturalnych manewrów i wyprzedził Doyle'a, był cały motocykl przed nim. Owszem był lekki kontakt deflektora Fredki z przednim kołem Jasona, ale to było ledwie delikatne trącenie i Australijczyk mógł się spokojnie utrzymać na motocyklu. I nie upadł od razu, a dopiero chwilę później. To było wyrachowanie i kalkulacja Doyle'a. Bo był czwarty i bez szans na lepszą pozycję, a upadając gorzej niż jako czwarty nie skończy, a może sędzia da się nabrać. Ale sędzia się nie nabrał na teatralne zachowanie Jasona i słusznie go wykluczył. Po drugie, Madsen z Lindgrenem nie popełnili błędów, to Zmarzlik był niesamowity. Bartek dzisiaj aż do finału nie miał okazji pokazać pełni swoich umiejętności, bo poza pierwszym biegiem, gdy z fatalnego pola przywiózł jeden punkt to potem pięć razy wygrał i to tak bezapelacyjnie, że sprawę załatwiał już na starcie czy najpóźniej na pierwszym łuku. Dlatego jak w finale Lindgren go założył po starcie to aż się ucieszyłem, bo wiedziałem, że będzie się działo. I działo się! Ale i Fredka i Leon nie popełnili jakichś rażących błędów. Nie, to Bartek był niesamowity. Madsen i tak się długo bronił. Ale ten atak na ostatnim łuku, no palce lizać. Czyściutko, bez kontaktu, finezyjnie i w taki sposób, że Madsen był bez szans. Coś pięknego, uwielbiam oglądać takie biegi w wykonaniu Bartka. Chociaż gdyby na miejscu Madsena był Doyle to na bank położyłby się na torze. I po trzecie, Bartek ma już ponad 20 punktów przewagi nad wiceliderem. On na następny turniej mógłby wcale nie jechać, a i tak pozostałby liderem. Czyli kwestia mistrzostwa jest już właściwie rozstrzygnięta. Natomiast walka o pozostałe medale zapowiada się pasjonująco. Drugi ma 69 punktów, trzeci 68, czwarty 68, a za nimi czai się po niemrawym początku coraz lepszy Madsen z 60 punktami i oni się będą do końca między sobą tasowali. Ale Bartek z 90 punktami jest już poza ich zasięgiem...
Oczywiście przyjmuję Twoje recenzje i tłumaczenia. Jednak zadaj sobie troszkę trudu i porównaj te biegi gdzie Zmarzlik został wykluczony a dzisiejszy. A co do mistrza, to Doyle już kiedyś miał w kieszeni Mistrza, by jednak go przegrać. Na torze wszystko jest możliwe i dopóki jadą nie ma jeszcze przyznanego tytułu...
I szkoda mi Vaculika. On miał niezły tegoroczny sezon w GP i liczyłem, że może w końcu zdobędzie medal. Lubię tego zawodnika i on jest jedynym Słowakiem, który prezentuje nawet nie światowy, ale w ogóle jakikolwiek poziom. To taki rodzynek i fajnie gdyby ktoś spoza przedstawicieli takich tradycyjnych potęg jak Dania, Australia, Polska, Anglia, Szwecja zdobył medal. Dzisiaj startował przed własną publicznością i kompletnie mu te zawody nie wyszły. I jeszcze ten defekt, po którym całkiem zeszło z niego powietrze. I ten nieodkręcony kranik paliwa, aż dziwne, że na takim poziomie zdarzają się takie niedopatrzenia. Chociaż to nie pierwszy raz. Przed laty Crump startował w wielkim finale. Taśma poszła w górę, a Crump się nie ruszył. Okazało się, że też miał nieodkręcony kranik. Odpowiedzialny był za to dziadek Crumpa, Neil Street, też legendarna postać. Crump był wtedy tak wściekły, że wyrzucił dziadka z busa i Neil musiał wracać ze stadionu na piechotę czy tam taryfą. Takie to są emocje. Gdyby Nicki Pedersena coś takiego spotkało to pewnie pobiłby swoich mechaników. Ale Vacul jest bardziej opanowany. No szkoda Martina, bo perspektywa medalu znowu mu bardzo odjechała...
Tak, ja tamten bieg widziałem, ale ze słabego ujęcia. Ale z tego co dojrzałem, to tam kontakt był dużo mocniejszy. Tam było mocne uderzenie, a dzisiaj było delikatne trącenie. Poza tym tam Bartek odchodził od krawężnika, a dzisiaj Fredka był przy samym krawężniku. A i tak tamto zdarzenie oceniono na 50/50 i wielu się z tamtą decyzją arbitra nie zgadzało. Tamta decyzja była kontrowersyjna, choć moim zdaniem chyba właściwa, a ta dzisiejsza wydaje się oczywista. I pamiętam ten sezon 2016, gdy Doyle stracił tytuł przez kontuzję. Pamiętam też choćby rok 99, gdy na trzy rundy przed końcem Tomek Gollob miał 24 punkty przewagi nad Rickardssonem, a na końcu to jednak Szwed cieszył się ze złota. Tak bywa i jasne, że Bartek jeszcze tego złota nie zdobył. Ale jeśli nie przytrafi się kontuzja lub nie wydarzy się coś nieprzewidywalnego to jego przewaga w połączeniu z jego dyspozycją sprawia, że losy tytułu wydają się być rozstrzygnięte...
Kartka z kalendarza sportowego...
https://czasnaopole.pl/eda-mistrz-swiata-z-grudzic/?fbclid=IwAR1iQCt2YveToM4Z37o06hWTO7fxtmvfsDp5DzQ7Hqu6sn9vGgp9rBuIHms
Jerzy Szczakiel to ciekawy przypadek. Jego kariera nie trwała długo, bo z powodu kontuzji musiał ją przedwcześnie zakończyć i nigdy nie był taką gwiazdą pierwszej wielkości. Owszem przez kilka lat był w czołówce polskich rajderów, ale bez trudu można wymienić bardziej błyskotliwych od niego zawodników jak choćby Plech, Jancarz, Woryna, Wyglenda czy Waloszek. Ale to właśnie Szczakiel zapisał się na stałe w annałach polskiego sportu, bo był pierwszym polskim i w ogóle pierwszym ze strefy kontynentalnej mistrzem świata. I pewnie zrobiłby większą karierę, gdyby zmienił klub, ale pozostał wierny przeciętnemu wtedy zespołowi z Opola. Ale dzięki temu w Opolu ma status legendy...
I powiem Ci Irko, że odkąd tu Ciebie znam to kibicuję opolskiemu Kolejarzowi. Oni trzy ostatnie sezony kończyli na drugim miejscu i zawsze ktoś okazywał się lepszy. To naprawdę można stracić cierpliwość w łożeniu na ten sport. I jak przed sezonem zobaczyłem ich skład, to pomyślałem, że w tym roku niestety nie będą się liczyli w walce o awans, dobrze będzie jak w ogóle do play- offów wejdą. Do tego jeszcze przez kontuzję stracili Szweda, który miał być jednym z liderów. Za to mocarstwowy skład jak na na drugą ligę zbudowano w Rzeszowie i to oni byli zdecydowanym faworytem. Ale na przekór wszystkim Kolejarz zaczął rewelacyjnie, długo był bez porażki, w dwóch kapitalnych meczach z Rzeszowem padł identyczny wynik czyli remis 45:45. Ostatnio co prawda Kolejarz przegrał po raz pierwszy wysoko w Gnieźnie, ale także w tym roku widać już, że do końca będzie się bił o awans. I może utrze nosa faworyzowanemu Rzeszowowi. W ogóle w tym roku to ta druga liga to prawdziwy rollercoaster i padają tam zaskakujące, niespodziewane wyniki. Wcześniej Opole kojarzyło mi się z festiwalem piosenki i właśnie z klubem żużlowym, a od paru lat również z Tobą. Dla mnie jesteś taką honorową ambasadorką tego miasta i z tego powodu trzymam kciuki za tym Kolejarzem. Może właśnie w tym roku, gdy mało kto na nich stawiał, uda im się wywalczyć upragniony awans. Życzę im tego...
Upał, dużo spraw, a i po trochę odpoczynek, to sprawia, że podsumowanie niektórych wydarzeń sportowych, odłożyłam na później. Ale nadchodzi czas podsumowania sezonu Lewandowskiego, no i skomentowania gry Świątek. Tymczasem Malilla...:)
Powiem Ci Irko, że nie rozumiem tych niektórych krytyków Świątek. Dziewczyna już osiągnęła więcej niż jakakolwiek polska tenisistka. Nawet Aga Radwańska, która była świetna i z tego co pamiętam doszła raz nawet w Wimbledonie do finału nie zdobyła tyle co Iga. A Iga to nie jest druga Steffi Graf czy Navratilowa i ona nie będzie seryjnie wygrywała wszystkiego, ani przez lata nie będzie liderką rankingu. Ważne żeby co jakiś czas coś w Wielkim Szlemie wygrała i żeby była w rankingowej czołówce, a to robi i to z nawiązką. A że londyńska trawa w przeciwieństwie do paryskiej mączki jej nie służy, to i nic dziwnego, że tam nie wygrywa. I tak zrobiła tam zauważalny postęp. Jak na razie moim zdaniem Iga robi swoje i zasługuje jedynie na pochwały...
A Malilla? Podam tylko jeden fakt. W ostatnich czterech latach jeden zawodnik wygrywał tam w 2022, 2021 i 2019 roku. Nazwiska tego zawodnika nie muszę chyba podawać. Bartek nie wygrał tam w 2020 roku, ale tylko dlatego, że w tym covidowym roku cykl był okrojony i w Malilli się nie ścigano. To chyba wiadomo kto tam będzie faworytem. Na co dzień w lidze w zespole Dackarny jeżdżą tam Janowski i Bewley, więc i oni zwłaszcza ten drugi, powinni się liczyć. I w Malilli można się pościgać, to nie jest Praga czy Teterow, gdzie chodzi tylko krawężnik, więc Bartek będzie mógł pokazać pełnię swoich umiejętności. Przy czym on nie musi tam wygrywać, ma taką przewagę, że mnie wystarczy jak będzie w finale. I uważam, że na szwedzkich torach najwięcej walki było właśnie w Malilli. Kiedyś, jeszcze w latach 90-tych ciekawie było też w Linkoeping, potem w Eskilstunie, za to rundy w Sztokholmie czy Goeteborgu mnie nie zachwycały. A Malilla to dobry wybór. I każda passa kiedyś musi zostać przerwana, ale nie zdziwi mnie jeśli podobnie jak trzykrotnie w ostatnich czterech latach znowu tam jutro zabrzmi Mazurek dla Bartka...
Sneer, tak jak napisałeś...każda passa musi zostać kiedyś przerwana. Tylko, że ja dodam...to, że nie było Bartka w finałowym biegu, nie oznacza, że nic nie ugrał. I tutaj jest to co chcę powiedzieć. Ciśnie się na język wiele powiedzonek, ale ja przytoczę jedno...szczęście sprzyja lepszym! Ta klasyfikacja byłaby zupełnie inna, a tym samym o wiele ciekawsza, gdyby...Doyle nie wykluczył sam siebie z 3 finałowych biegów/gdyby Lindgren nie zrobił tego co dzisiaj zrobił. Pewnie Zmarzlik, by prowadził w generalnej klasyfikacji, ale na pewno nie z taką różnica punktów! Przecież dzisiaj Lindgren mógł odrobić 1/3 strat do Bartka. Niestety, fatalny upadek, którego przyczyną była jakaś niewytłumaczalna dla mnie jazda, zrobiła dla Bartka tyle, ile Jabeur dla Świątek, ogrywając Sabalenkę. Powoli zaczyna mnie to nudzić, bo zawsze coś jakby "pomaga", Zmarzlikowi. A to wykluczenia Doyla, a to upadek kogoś tam, a jedną z najbardziej sprzyjającą Bartkowi rzeczą, jest brak - ruskich...
Irko, dokładnie to samo pomyślałem. Czyli, że każda passa musi się kiedyś skończyć. Ale to nie tak, że to ktoś pomaga Bartkowi. Decyduje jego regularność. Jak Doyle ma słaby dzień to jest 16, jak Janowski ma słaby dzień to jest 15, jak Madsen ma słaby dzień to jest 14, a jak Bartek ma słabszy dzień to jest piąty. I to jest ta różnica. Bartka dzisiaj zabrakło w finale, a i tak w generalce ma lepszą sytuację niż przed tym turniejem. Bo jest regularny i nie gubi punktów. I oczywiście Lindgren mógł po dzisiejszym turnieju mieć stratę 16 czy 14 punktów zamiast 20, ale to tak naprawdę nie ma większego znaczenia, bo ci co się znają wiedzą kto ten tytuł zdobędzie. A upadki Doyle'a? Zawinione przez niego. Ty widziałaś jak on dzisiaj kaleczył? Chciałabyś takiego mistrza świata? Bartek też dzisiaj leżał i był wykluczony i co? I wstał, otrzepał się, nie miał pretensji do Holdera, a i tak do półfinałów wjechał z trzeciego miejsca. A co zrobił Lindgren z Vaculikiem? Skasował Słowaka i odebrał mu niemal pewne zwycięstwo. A potem obaj podali sobie ręce, bo to żużel i walka o mistrzostwo świata i nikt tam nie odpuszcza. Poza Doylem, bo on lubi się na torze położyć. A szczęście to akurat dzisiaj miał Lindgren, bo w tym biegu, w którym Thomsen został wykluczony, to Fredka powinien wylecieć z biegu...
I zobacz jaki ten sport jest przewrotny i nieobliczalny. Bo wcześniej Bewley miał świetne rundy zasadnicze, po których odpadał w półfinale. A dzisiaj jeździł niemrawo i w swoim ostatnim biegu aż do ostatniego wirażu był poza półfinałem. Ale na wyjściu z tego wirażu wyprzedził Lamberta i tylko dzięki temu wszedł do półfinału. A potem wygrał te zawody. Zobaczysz, że jeśli ktoś w przyszłości zgarnie Bartkowi złoto to będzie to rudy Brytyjczyk...
Odnośnie Świątek...już mi się rzygać chce od tego miodu, wylewanego na temat Igi. Ja nie wiem, czy ci wszyscy dziennikarze tak muszą pisać, czy się w ogóle nie znają? Cisną tę opowieść o niej , jako najlepszej tenisistce świat, wszędzie i każdemu. Nic tylko, że Iga to nr.1 na świecie i nic więcej się nie liczy. Nie skupiają się na jej grze, a tylko na tym, które miejsce zajmuje w rankingu i jak to Sabalenka jej nie zdetronizowała po Wimbledonie. Liczy się, że jest pierwsza w rankingu WTA i koniec. Niestety nie dla mnie! Owszem jest na pewno jedną z najlepszych obecnie tenisistek na świecie, ale wg. mnie to zamyka podium, a nie, że stoi na najwyższym jego stopniu. Już w samym rankingu Race za 2023 jest obecnie nr 2 ale myślę, że Rybakina jest w obecnej chwili od niej lepsza. Sabalenka natomiast bije je obie, i jest tylko kwestią czasu, jak zmieni Igę w rankingu WTA. Musi tylko czasem wyhamować swoją rękę, bo póki co wali takie petardy nawet wtedy, kiedy wystarczy lekko puknąć piłeczkę, by ta przeleciała na drugą stronę, ośmieszając przy tym przeciwniczkę. Widziałam jej zagrania, że nóż w kieszeni się otwiera...stoi przy siatce, cały kort otwarty, przeciwniczka w drugim końcu kortu, a ta wali z całych sił w...aut. No masakra. Musi jej trener zaaplikować jakiś środek uspokajający przed meczem, by ją powstrzymywał od takich zagrań, i wtedy zmiecie każdą z kortu. Obecnie Sabalenka ma mniej turniejów rozegranych w tym roku od Igi, a wyprzedza ją w klasyfikacji o ponad 700 pkt. Więc kto jest nr. 1?
Nie ma dzisiaj ważniejszego wydarzenia sportowego niż ostatnia runda SGP. Połowa Polski dzisiaj zasiądzie za chwilę przed telewizorami, by zobaczyć jak Bartek Zmarzlik zdobędzie 4 tytuł Mistrza Świata. Ze względu na przepisy, zdarzyła się sytuacja, która tylko podbije dzisiejsze zawody, bo tytuł Zmarzlik mógł już zdobyć na 2 rundy przed końcem tego cyklu. Walka z pewnością pomiędzy Bartkiem a Lindgrenem, będzie ostra, bo szwed traci do Bartka zaledwie, lub aż, 6 pkt. Można by było z pewnością już otwierać szampana, gdyby nie to, że Toruński tor nie należy do najbardziej "wydajnych", w punkty torów dla Zmarzlika. Jak będzie, dowiemy się za około 2,5 h.
A teraz proponuję usiąść wygodnie na swoich miejscach, i niech zagra muzyka z tych ich tłumików....
Kapitalne zawody! Po tym co spotkało Bartka w Vojens nie pamiętam żebym na jakikolwiek turniej czekał tak jak właśnie na ten. Byłem niemal pewien, że Bartek obroni tytuł, ale to jest tylko sport, więc element niepewności był obecny. Morris lubi lać bez opamiętania wodę na tor, więc byłem ciekawy nawierzchni. Już w pierwszym biegu Lambert pokazał, że można wyprzedzać po szerokiej i to mnie trochę uspokoiło, bo Bartek będzie miał gdzie wyprzedzać. I pierwszy bieg Bartka to potwierdził, mimo nienajlepszego startu już na wyjściu z pierwszego wirażu tak rozprowadził rywali, że niezagrożenie wygrał. Drugi bieg Bartka to konsternacja. Jechał z dwoma rezerwowymi i z Dudkiem i tylko z tym drugim miał prawo przegrać, tymczasem przyjechał przed Dudkiem, ale trzeci, bo za oboma rezerwowymi. Co się dzieje do kurwy nędzy! Ale to był tylko wypadek przy pracy. W trzeciej serii jechał z bezpośrednim rywalem o złoto czyli z Lindgrenem i piekielnie szybkim ze startu Vaculikiem. I Bartek wygrał ten bieg czym przywrócił spokój. W czwartej serii przyjechał za Frickiem, ale dwa punkty oznaczały już pewny półfinał. W piątej serii przez moment był nawet czwarty, ale w swoim stylu przedarł się na czoło i wygrał ten wyścig jak i całą rundę zasadniczą. W półfinale i finale wybierał jako pierwszy i wybrał pierwsze pole startowe zdecydowanie najlepsze tego dnia i to już była tylko formalność, bo dwukrotnie już od startu prowadził i dowiózł zwyciestwa do mety. I mamy to. Bartek pisze swoją historię i po raz czwarty jest złoty!
Ale też czapki z głów przed Lindgrenem. Pewnie czuł, że jest słabszy od Bartka, ale nadarzyła się okazja i on podjął tę rękawicę. Walczył jak lew. Poza półfinałem, gdy spod taśmy wyskoczył jak z katapulty, to starty miał kiepskie, ale na trasie walczył znakomicie i przedzierał się z dalszych pozycji. Pamiętam sezon 2006, po jakichś zawodach zrobiłem sobie zdjęcie z sympatycznym blondynkiem ze Szwecji, on był wtedy obiecującym juniorem. I dzisiaj ten blondyn sięgnął po srebrny medal mistrzostw świata. Nie zdobył złota, bo rywal był lepszy, ale Szwed zostawił serce na torze i może być zadowolony, bo dał z siebie wszystko. Do złota to nie wystarczyło, bo rywalizował być może z najwybitniejszym zawodnikiem w historii tej dyscypliny, ale walczył do końca. Zdobył srebro i to jest i tak największym sukcesem w jego karierze. Na złoto był za słaby, ale dzisiaj w pełni udowodnił, że jest drugim żużlowcem na świecie. To też ogromny sukces...
Wszystko się zgadza i tak jak opisałeś te zawody, były naprawdę świetne. Byłam na 99% pewna, że Bartek zdobędzie ten 4 tytuł. 6 pkt. to i mało i dużo, ale biorąc pod uwagę to, że Polski tor, kibice i sam Bartek, to było nie do przeskoczenia. O jazdę się nie martwiłam, raczej jak już to o defekt, wykluczenie lub taśmę. Nic z tych rzeczy się nie wydarzyło i mamy to co mamy. Napisałeś - "być może z najwybitniejszym zawodnikiem w historii tej dyscypliny". Powiem tak: dobrze, że napisałeś "być może", bo jak dla mnie to jemu jeszcze brakuje nawet do Tomka Golloba, a o innych światowych tuzach nawet nie wspominam. Bartek startuje w innych czasach i na dodatek w niepełnym ostatnio składzie zawodników, bo nie ma ruskich. Te tytuły jakby takie lekko zaśniedziałe, a nie błyszczące. Ma przy tym najlepszego fachowca od silników, i widać gołym okiem, jak jego motory nabierają prędkości na prostych. Można to porównać do I. Świątek. zdobyła swoje największe trofea i okupowała 1 miejsce na liście WTA, wtedy jak się wycofała Barty, a i turnieje nie były tak mocno obsadzone przez najlepsze zawodniczki na świecie. No ale statystyka jest nie do podważania, i Bartek ma 4 Tytuły Mistrza Świata. Nie wiem jak na dzień dzisiejszy wygląda sprawa jazdy w tym cyklu "ruskich", ale póki oni nie staną na starcie, to Bartek będzie miał przewagę zanim wystartuje. Tak było w tenisie, ale w końcu tam wszystkich dopuszczono. Oby tak było i na żużlu.
Z ustaleniem najwybitniejszego w danej dyscyplinie jest taki problem, że taki wybór zawsze będzie obarczony dużą dozą subiektywizmu. Bo jak ocenić zawodników, którzy nigdy nie mieli okazji ze sobą rywalizować? Gdyby pod taśmą stanęli Fundin, Mauger, Rickardsson i Nielsen ze swoich najlepszych lat, to pojęcia nie mam kto by wygrał. I pewnie nawet najszybsze komputery kwantowe przyszłości tego nie rozstrzygną, bo to są rzeczy niewymierne, niepoliczalne. To co można policzyć to jedynie liczba tytułów. Mauger i Rickardsson mają po sześć tytułów. Przy czym Nowozelandczyk w wieku 28 lat nie miał jeszcze żadnego tytułu, a Szwed w takim wieku sięgał po swoje drugie złoto. Tymczasem Bartek w wieku 28 lat został po raz czwarty mistrzem świata. Kolejne tytuły wydają się tylko kwestią czasu i dlatego napisałem, że to być może najwybitniejszy żużlowiec w historii...
I piszesz Irko, że Bartek ma najlepszego fachowca od silników. I tak i nie. Kowalski rzeczywiście od kilku lat uchodzi za najlepszego tunera na świecie, ale po pierwsze na jego silnikach jeździ wielu zawodników. Właściwie połowa stawki w GP jeździ na jednostkach napędowych ze stajni Kowalskiego. A po drugie, w tym roku te silniki od Kowalskiego nie są już takie szybkie. Nawet Bartek momentami się na nich męczył. Inni, jak choćby Dudek, w trakcie sezonu rezygnowali z usług Kowalskiego i szukali czegoś innego. Sam nie wiem jaka jest tego przyczyna. Może Kowalski trochę spoczął na laurach? Może inni odkryli coś co on przeoczył? A może on za dużo tych silników robi i zwyczajnie nie wyrabia, bo jak przygotowujesz silniki dla połowy ligi to musisz iść w masówkę. Kowalski, Graversen, Holloway to czołówka tunerów i ciężko wskazać tego naj. Jeszcze niedawno numerem jeden był Kowalski, ale dzisiaj to ciężko powiedzieć. Nową twarzą jest tu Holender Essen. Ale on z powodów rodzinnych nie bierze nowych zleceń i robi tylko te silniki, które wcześniej sprzedał. Na jego sprzęcie jeżdżą Lindgren i Sajfutdinow i obaj mieli świetne sezony. Bartek w tym roku zdobył wszystko co było do zdobycia: mistrzostwo świata indywidualnie i drużynowo, mistrzostwo Polski indywidualnie i drużynowo, najlepsza średnia w Polsce i Szwecji, ale to wszystko zdobył nie dzięki szybkiemu sprzętowi, a pomimo tego, że czasami ten sprzęt był wyraźnie wolny. On nadrabia umiejętnościami i nawet z wolnego sprzętu potrafi wycisnąć dobry wynik...
I tutaj ja niezupełnie się z Tobą zgodzę. W pierwszej kolejności największą rolę w sportach motorowych, odgrywa sprzęt. Tak było i jest np w F1 jak i MotoGP. Rossi, mistrz nad mistrzami, a wręcz geniusz tego sportu, największe tryumfy święcił w Yamasze. Gdy ze względu na atmosferę w tym teamie przeszedł do Ducato, Rossi przyjeżdżał w połowie stawki, czym wprowadzał w osłupienie nawet najbardziej zagorzałych jego kibiców. Nie inaczej było i jest w F1. To sprzęt i obsługa tego sprzętu mają największe znaczenie, a dopiero później zawodnik. Niestety ta prawda jest brutalna, ale tak jest. Jeszcze jeden przykład mi się przypomniał. I wcale nie jest to ze sportów motorowych. Otóż jedną małą nowinką w sprzęcie, pozamiatał Igrzyska Olimpijskie Simon Amman. Wystarczyło, że jego "tuner", od sprzętu wymyślił wiązania, które dały mu kolejne dwa złote medale na kolejnej Olimpiadzie, gdzie wielu skazało go pożarcie przez innych. Te drobiazg w wiązaniach, pozwolił jednak jemu na zgarnięcie całej puli. Tak więc, najpierw sprzęt, później umiejętności zawodnika...
Rossi zdobywał mistrzostwa i na Aprilli i na Hondzie i na Yamasze. Na stare lata wrócił do Yamahy, ale najlepsze lata miał już wtedy za sobą. Ale taki Lorenzo na Yamasze zdobył trzy mistrzostwa, chciał się sprawdzić na innym sprzęcie, przeszedł do Ducati i wtedy się skończył i nic już nie osiągnął. Ale oczywiście masz rację i sprzęt jest kluczowy, bo na "osiołku" największy mistrz niewiele zwojuje. Z tym, że Bartek jest fenomenem. Jak Lindgren, Bewley czy Janowski mają słaby sprzęt to kaleczą i robią 5 punktów w meczu, albo i jeszcze mniej. A Bartek na gorszym sprzęcie wygina się, balansuje, szuka prędkości na całej szerokości toru i wyciska ze słabego sprzętu i tak ponad 10 punktów...
I odnośnie roli sprzętu przypomniała mi się pewna anegdota dotycząca wielkiego Ove Fundina. Dzisiaj zawodnicy mają swój prywatny sprzęt, ale kiedyś motocykle były klubowe. I Fundin przyleciał do Polski na jakieś towarzyskie zawody do Częstochowy. On przyleciał, ale jego sprzęt przez jakąś pomyłkę został na lotnisku. Fundin oznajmił organizatorom, że jest bez sprzętu, ale chce wystartować w zawodach, więc niech mu dadzą jakiś klubowy motor. Dostał najgorszy sprzęt, na którym nikt wcześniej nie chciał jeździć. Fundin poprawił kierownicę, coś tam podziubal przy sprzęcie i na tym motorze wygrał z kompletem punktów. Po zawodach zdał motocykl do klubowego parkingu i wszyscy miejscowi zawodnicy chcieli na nim jeździć. Bo to ale musi być "szafa" skoro Fundin na niej komplet zrobił. I dostał ten sprzęt któryś z zawodników Włókniarza Częstochowa, pojechał w nim lidze i zrobił na nim 2 punkty. Okazało się, że może i to była szafa, ale tylko jak pod tyłkiem miał ją Fundin. Bo sprzęt jest ważny, ale musi go jeszcze dosiadać zawodnik z odpowiednimi umiejętnościami...
Albo inna sytuacja. Z Rybnika, też z dawnych czasów, gdy byli tzw. mechanicy klubowi. Rybnik miał wtedy taką pakę, że seryjnie zdobywał mistrza Polski. I na treningu któremuś z miejscowych asów kompletnie nie szło. Po treningu zawodnik mówi do mechanika: Majster, weź mi na następny trening zrób ten motor, bo dzisiaj on w ogóle nie jeździł. Mechanik odpowiedział, że dobrze, że zrobi. Ale mechanik może zapił, może zapomniał, w każdym razie nic przy tym motocyklu nie zrobił. Za trzy dni był następny trening i zawodnik pyta mechanika czy zajrzał do sprzętu. Ten nie chciał się przyznać, więc odpowiedział, że trochę pogrzebał i niech zawodnik go wypróbuje. Zawodnik na treningu łał wszystkich i wszystko wygrywał. Po treningu zadowolony zawodnik mówi do mechanika: No majster super sprzęt, na tym to ja się mogę ścigać i żebyś mi tak zawsze motor przygotowywał! Tak że z tym sprzętem to różnie bywa...
No nie, Dziupla nie umiera. To tylko chwilowy przestój, ze względu na wydarzenia polityczne, jakie dzieją się na polskiej scenie. No ale już w tym tygodniu będziemy koncentrować się nie tylko na arenie politycznej, ale również sportowej. Polska - Czechy, i wszystko jasne.:)
Powiem Ci Irko, że kiepsko to widzę. Pewną szansę widzę w tym, że Czesi podobnie jak my fatalnie spisują się w tych eliminacjach. Zagrali jedynie jeden dobry mecz. Z nami na inaugurację. A potem poza Wyspami Owczymi, z którymi wygrana jest obowiązkiem i z którymi niemiłosiernie się męczyli nie wygrali już nic. Tylko co z tego jak nawet awansujemy do tych baraży jak tam mogą być takie ekipy jak Włosi, Chorwaci czy Szwedzi. W ogóle nie wiem jak oni te grupy losują, że w jednych są tacy potentaci jak Francja i Holandia lub Anglia i Włochy, a w drugich co najwyżej średniacy jak Polska i Czechy lub Węgry i Serbia. I podobało mi się co robił Michniewicz. On jest świetnym taktykiem i on miał wyniki. To go zwolnili i teraz jesteśmy w piłkarskiej czarnej dupie i nie potrafimy wygrać z takimi potęgami jak Albania czy Mołdawia...
No niby Czesi kiepsko, ale obstawiam, że wyjdą z grupy bez baraży. Nawet sam minister Bortniczuk powiedział dzisiaj, że to raczej Czesi wyjdą z grupy, a ne Polacy. I ja się z tym zgadzam. Jednak jak mawiał nieodżałowany Kazimierz Górski - dopóki piłka w grze...
Bez względu na wynik jutrzejszego meczu z nami Czechom wystarczy wygrać ostatni mecz u siebie z Mołdawią i wyjdą z grupy, więc masz rację...
SGP na start!
To już dzisiaj rozpocznie się kolejny cykl turniejów na żużlu!
Jest to jeden z najbardziej wyczekiwanych turniejów na, który czekam razem ze Sneerem. Niekwestionowanym championem w tej chwili jest Bartosz Zmarzlik! Z pewnością uważany jest za faworyta nr 1 do zdobycie trzeciego z rzędu tytułu Mistrza Świata. Jego styl jazdy, a i motocykl na, którym jeździ, sprawia, że mało kto wygrywa z nim jakieś zawody. Jak nie balansem ciała, to wyborem ścieżki jaką jedzie po torze, rozkłada wszystkich na łopatki. W ubiegłym sezonie, nawet dyskwalifikacja pod sam koniec cyklu, coś w rodzaju próby odebrania jemu tytułu przy zielonym stoliku, nie dała jemu rady. Jak będzie w tym roku? Sneer, pewnie na moment nie dopuszcza myśli, by mógł wygrać ktoś inny. :) Ja powiem tak: serce chciałoby, by ktoś go w końcu pokonał, bo zaczyna być to nudne, ale rozum podpowiada, że nie. Nie tym razem jeszcze!
Jak będzie w 1 rundzie, która rozpoczyna się już dzisiaj w Chorwacji, dowiemy się wieczorem, na którą zapraszam oczywiście wszystkich fanów i kibiców, tej prawdziwej, męskiej dyscypliny sportu.
Oto terminarz zawodów, które będą rozgrywane w 2024r
.
1. runda: 27 kwietnia, Donji Kraljevec (Chorwacja)
2. runda: 11 maja, Warszawa (Polska)
3. runda: 18 maja, Landshut (Niemcy)
4. runda: 1 czerwca, Praga (Czechy)
5. runda: 15 czerwca, Malilla (Szwecja)
6. runda: 29 czerwca, Gorzów (Polska)
7. runda: 17 sierpnia, Cardiff (Wielka Brytania)
8. runda: 31 sierpnia, Wrocław (Polska)
9. runda: 7 września, Ryga (Łotwa)
10. runda: 14 październik, Vojens (Dania)
11. runda: 28 października, Toruń (Polska)
Faworyt jest jeden. I on nie musi dzisiaj wygrywać, bo on tytuł zdobywa regularnością. On na 11 turniejów 11 razy będzie w półfinale, z 9 razy, a może i 11 będzie w finale i z 5 razy ten finał wygra. A inni nawet jak dzisiaj zwyciężą to za dwa tygodnie nie wejdą do półfinałów. Dlatego dla mnie faworyt do tytułu jest jeden i walka będzie się toczyła o dwa pozostałe medale. Tu powinna liczyć się trójka starych wyjadaczy czyli Madsen, Lindgren, Vaculik i trójka młodszych, głodnych medali czyli Bewley, Lambert, Holder. Jeśli chodzi o umiejętności i technikę jazdy to najbliżej Bartka jest Bewley, ale on jeździ zbyt grzecznie i jego psychika nie wytrzymuje jeszcze dużej presji. Za to Holder jest zadziorny i nie boi się powalczyć nawet z samym Bartkiem. Jest takie powiedzenie, że jak chcesz być mistrzem świata to musisz bez wahania włożyć głowę tam gdzie inni nie odważyliby się włożyć nogi. Taki jest Bartek i taki jest Holder. A Lambert to coś pomiędzy Bewleyem i Holderem. Ze starych lisów czuję, że Madsen, który już dwukrotnie był srebrny za Bartkiem po raz trzeci rzuci mu wyzwanie i końcowa klasyfikacja będzie wyglądała tak: 1. Zmarzlik 2. Madsen 3. Holder. Dotąd trzy tytuły pod rząd zdobył tylko raz Mauger. Nie zrobili tego ani Rickardsson, ani Fundin, ani Nielsen czy Gundersen i jeśli Bartek to uczyni to osiągnie historyczny sukces. Wszystko wskazuje, że tak właśnie może się stać. Bartek jest w optymalnym wieku, jest w świetnej formie, ma solidny , zgrany i sprawdzony team, ma ułożone życie prywatne, przed sezonem zainwestował w sprzęt półtorej bańki. Krótko mówiąc kandydatem do złota jest Bartek, a potem długo, długo nikt...
Odważna teoria Sneer. Ja aż takiej pewności nie mam, by przed cyklem już prawie, że fetować zwycięstwo Bartka. Ten cykl rządzi się swoimi prawami, i to co jest w lidze, niekoniecznie musi być potwierdzone w GP. No, ale zobaczymy już za parę godzin jak to z tym jest?
Jak to się skończy przekonamy się w październiku, ale masz rację, to jest sport i dopóki silniki warczą nie można być pewnym, bo ile to już razy murowany faworyt przegrywał. Pamiętam finał w Chorzowie w 1986. Jako dzieciak oglądałem transmisję w TV. Pewniakiem do złota był Gundersen, mistrz w latach 84 i 85. Najgroźniejszym rywalem miał być Nielsen dwukrotnie w 84-85 srebrny. Spotkali się już w pierwszej serii i zdecydowanie wygrał Gundersen. Wydawało się, że złoto ma już w kieszeni. Tymczasem Nielsen do końca już wszystko wygrywał, a Gundersen przywiózł dwa zera i nawet w pierwszej ósemce go nie było. W 87 znowu wygrał Nielsen i w 88 to on stanął przed szansą wywalczenia trzeciego złota pod rząd. I był tak blisko, bo złoty medal przegrał dopiero w dodatkowym biegu, a pokonał go nie kto inny jak właśnie Gundersen. To była złota era duńskiego żużla, ale rok później podczas finału Drużynowych Mistrzostw Świata w Bradford Gundersen miał ten koszmarny wypadek, po którym trafił na wózek inwalidzki i dominacja Duńczyków się skończyła. Tak, sport bywa nieprzewidywalny. Ale wracając z lat 80-tych do czasów współczesnych zarówno w dzisiejszym turnieju jak i w klasyfikacji końcowej cyklu niekwestionowanym faworytem jest Zmarzlik. I już się nie mogę doczekać tych emocji. Jutro wcześnie rano muszę gdzieś jechać, więc jakiejś dużej popijawy nie będzie, ale w Lidlu kupiłem sobie trzy Budweisery żeby przy lepszym czeskim piwie oglądać popisy Bartka...
No to czas na kolejne zawody. Sneer, przepowiadałeś, że dzisiaj w Wawie, to już nie będzie mocnego na Bartka. Dalej to podtrzymujesz? Ja taka pewna nie jestem, ale będzie na pewno faworytem. Pierwsze zawody jeszcze o niczym nie świadczą. Może któryś miał lepszy dzień, tak jak Holder, ale równie dobrze któryś mógł mieć troszkę słabszy dzień, chociaż trudno powiedzieć, że 4 miejsce w finale jest słabym wynikiem. Zobaczymy jak to będzie dzisiaj? Ty Sneer, zaopatrz się w dobre piwko, i wygodny fotel. Dzisiaj transmisja będzie i na TTv, ale o tym pewnie wiesz. No to do wieczora i trzymam kciuki za....Holdera. :)
Serwis przeznaczony tylko dla osób dorosłych. Klikając "Rozumiem" potwierdzasz, że masz ukończone 18 lat. Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług.