Natia
                Jakiś ptaszek o świcie oszalał, zwariował, 
to się porwie z gałęzi, to o ziemię ciśnie, 
przelatuje z jabłoni na kwitnącą wiśnię, 
jak mała błyskawica siwa i różowa. 
Krzycząc, że słońce wschodzi, leci ku kasztanom 
i terczy słowo słońce gwiżdże słowo wschodzi, 
kołysze się w gałęziach jak w zielonej łodzi 
i kłuje ranną ciszę, deszczem haftowaną. 
Wpatrzony w morelowy wśród obłoków pożar, 
spada prosto z kasztanu w krzak pod moje okno 
i krzyczy wielkim głosem, z radością okropną, 
że słońce znowu wschodzi! Że go nikt nie pożarł!
                
16 lat temu