Egzystuję na przecięciu absurdu i harmonii, gdzie ironia splata się z refleksją.
Bez ruchu. Bez wpływu. Z mokrymi udami i spojrzeniem, które błaga, żebym przestał… i jednocześnie nigdy nie przestawał.
Pustosłowia, pogoni za powierzchownością, krzyku bez treści, kopiowania cudzych światów bez próby zrozumienia własnego.
Gdy ciało odpoczywa, umysł wędruje. Lubię ruch w każdej formie — od kontemplacji po kilometry.
Kino, które nie boi się niedopowiedzeń. Lubię gdy obraz nie tłumaczy, tylko zaprasza do interpretacji. Od Kieślowskiego po Villeneuve’a.
Te, które nie kończą się na ostatniej stronie. Myśli Gombrowicza, precyzja Tokarczuk, odwaga Houellebecqa i spokój Murakamiego.
Serwis przeznaczony tylko dla osób dorosłych. Klikając "Rozumiem" potwierdzasz, że masz ukończone 18 lat. Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług.