znowu ten sen o warszawie... mąż spokojnie siedzi w pokoju w fotelu, ma widok na balkon i na mnie (drzwi na balkon otwarte na oścież), wszędobylski szum nocnego miasta, delikatne smaganie wiatru. mam jeszcze chwilkę wytrzymać, po czym dzwonek do drzwi, Karenin otwiera, wchodzą mężczyźni, na jakiś umówiony znak wcześniej schodzą do postawy na czworaka, jak psy, i przesuwają sie tak w moją stronę. zatrzymują się na progu balkonu ze zwisającymi i śliniącymi się językami. czekają na komendę Pana.