Seks. Niby proste, technicznie do nauczenia. Banał. Przetrwanie.
Pieprzę, nie chcę takiego seksu.
Nie chcę seksu, który jest banalny, który jest bo jest. Nie chcę seksu, który kończy się odwróceniem dupami i chrapaniem.
Nie chcę seksu, bo „wypada”, bo „stoi” bo „czas najwyższy”.
Chcę Seksu, takiego, który ciągnie, który sprawia, że świat nabiera barw. Takiego, który wyciska z oczu łzy, który odrzuca głowę do góry i zamyka mnie w głuchym, nieskończonym krzyku.
Chcę smaku ciała, chcę się zgubić w pożądaniu, w zachłanności.
Ostatecznie – chcę szaleństwa.
Neonów.