Światło spływało po jej ciele jak oddech, ciepłe i ciche, jakby bało się przerwać chwilę. Leżała na pościeli spokojnie, lecz w tej ciszy tliła się energia — napięcie, które można było niemal poczuć w powietrzu. Linia jej sylwetki była harmonijna, pełna życia; delikatne uniesienia i krzywizny podkreślały rytm oddechu, jak echo ukrytego poruszenia. Cień igrał z blaskiem, raz odsłaniając, raz chowając to, co pozostawało między gestem a szeptem.
Ugięte kolano tworzyło naturalny punkt skupienia, a na udzie, w półcieniu, błyszczał tatuaż — ślad, który mówił więcej niż cała opowieść. Wokół niej wszystko wydawało się zawieszone w napięciu: powietrze, światło, czas. Była jak obietnica, której nie sposób dosięgnąć, a jednak każdy chciałby spróbować.