Siedziała na krawędzi kanapy, a pozycja ta nadawała jej pewnej, zmysłowej władzy. On stał tuż przed nią – monumentalny, twardy i wystawiony na jej wolę.
Złapała go dłonią: jej dotyk był zalotny i lekki, nieagresywny, ale obiecujący chaos. Podniosła głowę, uśmiechnęła się tym swoim, gorącym uśmiechem. Następnie, z uwodzicielską czułością, złożyła na jego twardym szczycie szybki, gorący pocałunek. To był wstęp, który zaostrzył apetyt. Od razu potem wpatrywała się w niego – czysty, niewysłowiony błysk pożądania w jej oczach był potężniejszy niż jakikolwiek rozkaz.