Za postem Jacuzzi z innego tematu

"Początek swingowania sięga lat 50 ubiegłego stulecia. Wtedy to w Ameryce pojawiła się gra nazywana „wife swapping” czyli „wymiana żon”. Polegała ona na tym, że w trakcie przyjęcia mężczyźni zostawiali klucze do swoich domów, by następnie kobiety mogły je wylosować. W ten sposób, drogą losową ustalano kto z kim ma spędzić daną noc."

I tu mam pytanko: nie słyszeliśmy żeby kiedykolwiek u nas robiono imprezy w tym temacie. Co o tym sadzicie? I czy bylibyście chętni na zabawę w takim klimacie?

Pomysł może i ciekawy, inspirujący. Tylko jest pewien problem. Przynajmniej dla mnie. A co, jeśli wylosuję klucz do mieszkania, w którym jest pani, której wolałbym nigdy nie zobaczyć, a co dopiero spędzić z nią noc?

Chyba tobie to nie grozi bo to panie miały losować klucze a z drugiej strony nawet jeśli miałoby tak być jak napisałeś to skąd pewność, że będąca w mieszkaniu pani cieszyłaby się na twój widok?

Piękna riposta, a jaka celna.
Takie zabawy były prowadzone na takich samych zasadach jak współczesny swing, nic na siłę. chyba nie wyobrażacie sobie, że mógłby ktoś kogoś do czegoś zmuszać????
Analclimax sprawdź chłopaku na czym polega swing to nie będziesz zadawał takich pytań

Kierunek losowania nie ma tu znaczenia. Chodzi o fakt, że skojarzona może zostać "para", w której nie zaiskrzy. Przecież to oczywiste, że pani mogłaby być rozczarowana mną, czy kimkolwiek innym, kogo by wylosowała. O tym, że nic na siłę wiem, definicję swingu, a i jego praktyczne stosowanie poznałem dawno. Sądziłem, że o oczywistościach nie trzeba tu pisać.

Głupkowate uwagi czniam.

No Analclimax, ty piszesz z pozycji konesera ale moda jest inna. Określę ją jako DCS (dużo, często,szybko) :)

@SpragnionaXXL -> chyba tak. Może nie koneser, na pewno nie kolekcjoner, raczej smakosz. Ale jakaś lekka blaza we mnie jest. Wiesz, w tym sensie, że to się smakuje, napawa się tym, że nie muszę, a mogę. Jak się ma lat 16-18-20, to tak jak piszesz: nieważne co, gdzie, jak i z kim, byle często i jak najwięcej. Niestety, w przypadku facetów... faza "wszystkoruchania" trwa dość długo. Nie twierdzę, że obserwacja ta wynika z moich osobistych doświadczeń (choć po części tak), ale tak ma 99,9999999% męskiej części populacji. Taka prawdziwa radość z seksu w ogóle, a już na pewno z jego bardziej wysublimowanych form nadchodzi chyba po 30-stce. Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się... zarobiony jestem.

Też myślimy podobnie.Oczywiście to kwestia temperamentu i upodobań. Ktoś pisał powyżej,że potrafi być w sytuacji,że nie pamieta, co i z kim robił w nocy.My chociaż żyjemy w sposób "otwarty" ponad 20 lat bez trudu nie tylko przywołamy imiona ale także twarze i szczegółych anatomiczne wszystkich naszych...znajomych ;), których zresztą przez te lata nie było zbyt wielu. Ale oczywiście co kto wybiera to jego wola i nie oznacza to,że czujemy się lepsi.My (niestety?) po prostu tak nie potrafimy. Wolimy raczej raz na msc, albo nawet rzadziej, za to z dobrze znaną nam osobą ,w otoczeniu erotycznej gry poprzedzającej i wieńczącej sam moment fizyczności.Oczywiście co innego sex fizyczny co innego cuckold, którego doznaje sie nie tylko fizycznie, ale chyba przede wszystkim emocjalnie.Są to po prostu różne rodzaje "pieprzenia" :)

I chyba o to właśnie "pieprzenie" w tym wszystkim chodzi. A jedynie w zależności od klimatu, oczekiwań, konwencji, preferencji, itd., itp., raz to będzie 2+1, GB, orgietka, swap, cuckold, czy też zwykłe, regularne rżnięcie sąsiadki, albo zdradzanie żony, bo ona akurat nie lubi do buzi.

Pamietamy wszystkich znajomych, ktorych przez te lata poznalismy. Mamy wiele przyjazni, zabawa w lozku jest tu tylko dodatkiem. Pamietamy ich zachowania, usmiechy, itp. Ale oczywiscie z biegiem lat wszystko zaczyna sie powoli zacierac.