mpirek
Leżę obok, na tym samym dywanie, który uległy pod twoim dawaniem siebie -
mnie - cichutko mięknie i rozpręża też - pod naciskiem nienagannie rozebranych
nagości.
Ulatujemy na nim w baśń jednej i tysiąca nocy.
Rozdziewiczona oddechem, zapłodniona słowami, opowiesz o mnie dziecku, które
z ciebie będziemy mieć, i które przetrwa dłużej niż spiż.
Wystarczy ta - niemożliwie krótka chwila, choć nam na pewno do szczęścia
nie wystarczy.
Tyle że zapełnisz białą kartkę wizjami, których w żaden normalny sposób nie
można ludziom i Bogu opowiedzieć, bo one
niewyrażalne są.
Leżę. Zasypianie tak wolno biegnie i biegnie.
Dokąd i dokąd. Na wpół sennie i nie - leżę na dywanie, podniecony rozdziewiczaniem rumieniących się myśli
ulegam im.
12 lat temu