Cz. 1.
W poprzedni weekend znów chodziliśmy z mężem po klubach. W piątek poszliśmy do Lavy – tym razem było bez szału, więc w niedzielę postawiliśmy na Act. Różne sytuacje spotykały mnie już nocą, ale tego jeszcze nie miałam. Nie zanosiło się na gorący wieczór – jedyny facet, który mi się spodobał, dał do zrozumienia, że wpadł tylko popatrzeć. Mąż poszedł na masaż, ja piłam drinki przy barze, kiedy zjawił się on – kolega z liceum, nie widzieliśmy się dwadzieścia lat. Wymieniliśmy spojrzenia, po czym on gdzieś zniknął, a ja poczułam dychotomię – z jednej strony krępowała mnie jego obecność, z drugiej – to był przystojny kolega, już od czasów szkoły. Chciałam o tym nie myśleć, ale robiło mi się ciepło. Potem wrócił mąż, a chwilę potem dosiadł się on. Ja pomiędzy nimi.