Stała bardzo blisko, frontalnie, bez cienia niepewności. Jej spojrzenie nie pytało — ważyło. Powoli oparła dłonie o kanapę za sobą, jakby sama wyznaczała granice przestrzeni, w której miał się zmieścić.
Zbliżył się. Nie odsunęła się ani o milimetr. To ona skróciła dystans, lekkim ruchem ramion, spokojnym, wyćwiczonym gestem. Jej obecność była naciskiem — miękkim, ale nie do zignorowania.
Uniósł wzrok i wtedy zrozumiał: nie chodziło o dotyk. Chodziło o pozwolenie. Jej twarz była blisko, oddech równy, kontrolowany. Przeciągnęła chwilę ciszy, aż napięcie stało się niemal fizyczne.
Dopiero wtedy przesunęła się minimalnie, tyle, by dać mu dokładnie to, na co zasłużył. I nic więcej.
Uśmiechnęła się ledwie zauważalnie — jak ktoś, kto od początku wiedział, że ta scena należy do niej.
Serwis przeznaczony tylko dla osób dorosłych. Klikając "Rozumiem" potwierdzasz, że masz ukończone 18 lat. Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług.