mpirek
Wylegiwaliśmy się na plaży ubrani w swetry, kurtki, nakryci kocami,
bez majtek. Czytaliśmy opowiadania rosyjskich pisarek i wiersze
żydowskich poetów. A morze wpływało pomiędzy sylaby, zdania, zaśpiewy.
Mewy podchodziły na wyciągnięcie ręki. Zakochane w żydowskich poetkach
i rosyjskich pisarzach- wrzeszcząc powtarzały frazy. Piasek mieszał
się z cyrylicą, a my mieszaliśmy się ze sobą, w pośpiechu, zachłannie.
Lubiliśmy przemieszczać się, podróżować. żadnego miejsca nie nazwaliśmy
domem, dopóki nie znaleźliśmy plaży ubrani w swetry, kurtki, nakryci kocem
bez majtek; dopóki nie zaczęliśmy czytać poetek i pisarzy. Zachłannie.
"Zima w M."
Jedliśmy smażone sole, sandacze, karmazyny, z ich ości
układaliśmy wróżby- kochać się/nie kochać, i zawsze, zawsze
wróżby były przeciwko naszym ciałom, które musieliśmy rozbierać,
wystawiać na jod, na dotyk, na zaledwie pięć stopni Celsjusza
Pięć stopni Celsjusza, a my oparci o ścianę nadmorskiej latarni
szarpaliśmy guziki, suwaki, rajstopy, aż w końcu pękała gumka w
pasie,
aż w końcu pękały cumy, maszty, wanty i baksztagi w porcie obok
który na chwilę- zastygał z zimna, z bieli, bezruchu.
A w morzu, w ruchu: karmazyny, sole. I pierwsza ikra we mnie.
"We are pregnant"
Nad razem zszywa nas światło, kleją się powieki,
uda i usta. Wiem, że kiełkuje we mnie listek morwy
i wiem, że od dzisiaj jestem całkiem nowa.
Rozmawiamy o motylach, nieustannie rozmawiamy tylko o sobie.
*** (każdy mój wiersz)
każdy mój wiersz zaczyna się w naszym łóżku
jeszcze zanim ta cała "bladziutka estetyka pachwin"
zostanie odkryta, zanim skomplikowane arterie kanalików
wypełnią się po brzegi atramentem i krwią, zanim powiem:
jak ty ładnie ciemniejesz w miejscach, w których ja
jestem ledwie różowa
12 lat temu