Polowanie na Niedźwiedzia zajęło mi dobre pół godziny. Od otwarcia oczu o niewytłumaczalnej piątej rano (kto w ogóle wstaje o takiej godzinie?), do 5.30 kiedy zadzwonił jego budzik. Czekałam cierpliwie, chociaż przyznam...za kutasa załapałam już o 5.29. Mogę? Ale szybko. Tak więc ja, maratończyk, długodystansowiec, w trzy minuty doprowadziłam nas porannego orgazmu. I stwierdzam: sprint też jest czasem fajny.