Witam wszystkich jestem nowy w grupie takę porostu chciałem SIEMANKO😆😆😆 MAM NADZIEJE ZE DUŻO LEPIEJ JEST NA SAMEJ GRUPIE ... TYLKO GRUPIE NIŻ CAŁY ZBIORNIK . PEWNIE WIECIE CO MAM NA MYŚLI
Dobry wieczór. Tutaj czujcie się jak w domu, tylko nie pisać o pierdołach, spotkaniach czy reklamować jakieś sex kluby. Macie pytania, to pytać.:)
Dobry wieczór! Chciałam tylko przywitać Szanownych Grupowiczów jako nowa osoba 🙋🏻♀️ Jestem w grupie przez chwilę, a już mi się tu zaczyna podobać 🙂
Dobry wieczór. To miłe, że odnosisz takie wrażenie, że jest i będzie tutaj fajnie. Kilka słów o grupie. Grupa działała tutaj dosyć prężnie kilka lat temu. Jednak wiele się pozmieniało. Z grupy, która miała za zadanie być konkurencyjną grupą dla innej grupy, niewiele zostało. Założycielem był IL Pellegrino, często tutaj się udzielający. Były to czasy, bardzo przypominające kultowy film - "Sami swoi". Dwie zwaśnione rodziny, ale jednak jedna bez drugiej nie mogła żyć. Byli też współzałożyciele, ale się wykruszyli. Pozostałam ja jako Matka założycielka, i dobrałam sobie dwójkę wspaniałych Przyjaciół - Sneera i MilFurię. No i jakoś nam ta grupa funkcjonuje. Czasem są przestoje, krótsze, czasem dłuższe, ale nie mamy w planie likwidacji grupy! Grupa jest dość liczna, ale udzielających to jest tylko garstka. Mam jednak nadzieję, a i bardzo byśmy sobie życzyli, by nowi członkowie, nie brali przykładu z tych starych, i byli tylko obserwatorami. Ostatnio wykasowałam ponad 20 tematów. Tematów mało istotnych, czasem bzdurnych, niektóre od wieków zamknięte. Myślę jednak, że o ile ktoś ma coś do powiedzenia, czegoś nie wie, to znajdzie swój kawałek miejsca i napisze. Do czego z największą przyjemnością zapraszam.:)
Sweetheart dzięki za informację o grupie 🙂 Jej historia tym bardziej zachęca do poczytania z "nurkowaniem" nawet do pradawnych tematów. Cieszę się, że zostały jeszcze takie miejsca w portalu tzn. grupy, w których odbywa się jakaś wymiana myśli, rozmowa ludzi rozumnych na tematy cenzurowane w klasycznych socialmediach. Radość tym większa, bo niestety Zbiornik zmierza do bycia jedynie "giełdą towarową" i wszystko tu, co nie jest ofertą i na czym nie da się skasować prowizji stało się zbędne, a na forum ogólnym jedynie jedne wielkie ofertowisko.
Obiecuję aktywność w Dziupli, jak tylko czas pozwoli i poogarniam dotychczasowe tematy i wątki 🧐
Zapowiadasz się dobrze.:) Obyś tylko nie opadła z sił, czytając tę niezliczoną ilość wypowiedzi. Ostrzegam, że niektóre są tak długie, że zadasz sobie pytanie, czy aby jesteś na zbiorze, czy może czytasz jakiegoś bloga? Ocenę tego jednak pozostawiam Tobie. Ja tylko by Ci pomóc w prawidłowej ocenie tego, dodam, że tutaj ma się naprawdę swobodę wypowiedzi, czym zasadniczo różnimy się od Forum ogólnego, czy też jakiegokolwiek regionalnego. A teraz już nie przeszkadzam w lekturze, no i czekam(y) na pierwsze wnioski.:)
Ja też chciałem miło powitać. I odrazu się spowiadam. Czytam wszystko, tylko czasu brak, żeby konkretnie odpisać. Ale rozpedze się!
Zapraszam szczególnie na dział fotograficzny. Mamy tutaj kogoś, kogo zdjęcia, fotografie, porady(nie tylko z dziedziny fotografii), mogłyby, a może i tak jest - nie wiem, być śmiało prezentowane na stronach National Geographic magazine, czy też Wild. Nie przesadzam, ani na jotę. Wystarczy wejść na profil - MilFuria. Podpowiadam i jednocześnie ostrzegam...oglądać jej profil, galerię ze spokojem. Nie żalić się na jakieś niepowodzenia życiowe. Kobiety(w tym mnie), blokuje, ale na "wiadomościach", a nie za cały profil. Robi to właśnie ze względu na notoryczne użalanie się jakiejś laski nad swoim losem i szukanie pomocy u niej. Nie moi drodzy. To nie ten profil! Z tym to na inne profile. Z Mirką jest jak z najcenniejszym diamentem, a i można porównać z Kobietą, która stoi i zdobi mężczyznę - Patrz, ale nie dotykaj! Nie jest prawdę, że jest niedostępną osobą, bo jest. Trzeba tylko czasu, by ją dobrze poznać i niczego nie wymuszać. Ja tę metodę stosuję wobec Mirki już z 10 lat. Jest mi z tym dobrze, a z Mirką jeszcze lepiej....
...aaa i czasem lubię sobie zakląć, i nie mam tutaj na myśli jakiegoś czarodziejskiego zaklęcia, ale po prostu "zakurwić". Proszę mi więc wybaczyć. Sama dopuszczam tutaj taki "język", ale bez przesady.:P:)
Hejkaaaa
Proszę powiedzcie mi czy weryfikacja to Kurde wielki problem bo ja ja robię trzeci raz muszę sobie wydziarac to
Masakra huj strzela tyle oszustów ja z buzia na Life itd a weryfikację mi odrzucaja
Teraz cały sie opisałem jak istota dla ...... sory no co mam zrobić dowód zdjęcie i zaświadczenie ze pracujeja niewierze
Też bym Ci werę odrzucała. Masz zdjęcie kobiety, a profil singla i chcesz weryfikację? A w życiu.
Sweet, a o co teraz come on z tą weryfikacją? Już nie wystarczy zdjęcie i trzeba film kręcić 🤨
Weryfikację mam już za sobą i to dawno. Nie bardzo obecnie się tym tematem zajmuję, ale widzę, że masz rację, że teraz przechodzą przede wszystkim filmiki. Jeszcze niedawno Mirka robiła werę i w jej przypadku zdjęcie wystarczyło. Zdjęcie czy filmik, to i tak trzeba spełniać kilka warunków. O tych warunkach to trzeba poczytać w zakładce "weryfikacja", którą jest widoczna tylko dla nie zweryfikowanych.:)
Siema Wariaty
Witaj w Dziupli Dotyku 😊
Mam nadzieję, że prosząc o przyjęcie, zapoznałeś się z tematyką i stylistyką grupy.
Na początek odpowiedz nam na ważne pytanie. Czy masz w domu odkurzacz i jaki jest Twój stosunek do niego?
Coś nie coś wiem, sądzę że się szybko odnajdę.
Myślę że będzie mi dane zaznać tu spokoju.
Któż z nas nie ma odkurzacza, owszem zdarzyć się mogą przypadki takie uznające to urządzenie za przeżytek, lecz niewiele chyba dziś takich.
Stosunek mój jest obojętny, nie przywiązuje do niego uwagi, to tylko narzędzie, w które możemy się czasem my jako ludzie zamienić, robiąc porządek z pewnymi odpadami.
Niewiele takich, niewiele 😊 Ba, nawet omawiany był tu ostatnio przypadek, w którym odkurzacz odnalazł się w nowej ekscytujące roli towarzyszki życia. Fakt, że to strasznie wyjąca towarzyszka, ale miała straszny pociąg do właściciela 😜
Aha i nie rozpędź mi się tutaj w transformację i robienie "porządków z odpadami", nie ta grupa! Do napieprzanek słownych z potokiem chamstwa i jadu są inne grupy.
Nie mam najmniejszego zamiaru wprowadzać tu jakiś ład i porządek, nie jest moim celem tu takowe działanie. Nie jest też moim celem napieprzanie kogoś, odczuwam Swoisty brak chęci na takie działania.
To i ja się pochwalę, bo też mam odkurzacz! Zelmera, czyli solidną polską markę, chociaż teraz to już chyba hiszpańską. Sprzęt jest już leciwy, bo 9- letni, a jak pewnie wiecie wiek odkurzacza liczy się podobnie jak u psa, czyli mnożąc razy siedem więc wychodzi, że mój Zelmer jest już ponad 60- letnim staruszkiem i za chwilę przejdzie na emeryturę. Ale to taki dziarski staruszek, bo jak przyssie się do dywanu, to niejedna zbiornikowa kurewka mogłaby mu pozazdrościć tej siły ssania. I traktuję go tak jak sporo mężczyzn traktuje swoje kobiety, czyli jako użyteczne narzędzie i bez przesadnej czułości. Owszem, zajrzę mu czasami do wnętrzności żeby filtr wyczyścić czy wymienić wora, ale ani z nim nie rozmawiam, ani go nie całuję, nie przytulam i nie głaszczę, chociaż czasami się zdarzy, że klepnę go w obudowę jak się dobrze spisze. Ale w bliższe interakcje to z nim nie wchodzę. Nie wiem, ale mam opory przed tym. Dotąd spodnie zdejmowałem jedynie przed kobietami i przed odkurzaczem jakoś nie mogę się przełamać. Może jak staruszka wymienię na młodszy model to coś mi się odmieni, gdyż ten jest dla mnie całkowicie aseksualny. Bo patrzę na Irkę, Gazellę czy Emmmi i czuję, że jestem facetem, a patrzę na tego Zelmera i nic, pustka, zero reakcji...
Czyli czeka Cię jednak niebawem wyprawa do sklepu AGD 😈 a skoro masz świadomość, że te nowe odkurzacze to prawdziwe czorty, bądź czujny, bo tam tyyyle pokus 😜
Tak, a żona zamiast mnie przed tym chronić to jeszcze mnie na te pokusy wystawia. Bo odkąd krótko po ślubie wrzuciłem całe pranie do pralki i pofarbowało jej jakąś ulubioną bluzkę, to mam zakaz uruchamiania pralki, za to na mojej głowie jest właśnie odkurzanie...
Tak, pralki to podstępne bestie, a faceci przy wkładaniu mają problem z rozróżnianiem co ciemne, co jasne o kolorach nie wspomnę 😝
Dzień Dobry zacnemu gronu obywateli zbiornika 😎
Dzień Dobry 😊
Wyspani, pełni energii, zdrowi, mocni?☺️
Dobry, dobry. W najwyższej formie jestem.:)
Pewnie, mocni i gotowi 💪🏼 ...na zapowiadany spadek ciśnienia atmosferycznego, który zupełnie do dupy wpłynie na samopoczucie, wywoła bóle głowy, stawów, pogorszy nastrój i jakość snu. Dodatkowo nadmiar wpierniczonych pączusiów (bo tradycja) wywoła skoki glikemiczne i problemy z trawieniem.
Miłego popołudnia 😊
Jest rada na takie samopoczucie. Leżeć i pachnieć! :)
Cieszę się wysoką formą 😁
To mnie pocieszyłaś z tym spadkiem ciśnienia, już liczyłem na jakiś powiew wiosny, a tu pachnie jesienią bardziej jeszcze.
Pączków nie jem 😂 więc mi takie rzeczy nie straszne 😁
Pączków nie jesz 😲 dziwak 😋
Zawsze byłem dziwny więc normalka 😁
Niemen miał rację śpiewając - "Dziwny jest ten świat". :)
Cześć chciałem się z Wami czymś podzielić 😂 nie wiem co się dzieje od dłuższego czasu, bo to że zostaje banowany na tych całych forach ogólnych i regionalnych, jakby przywykłem do tego że ktoś tam się odkleił, też się wybitnie nie staram już pisząc tam te posty bo wiem że co nie napiszę i tak im nie spasuje.
Po tak długim wstępie brnę już do tego co chcę powiedzieć 😂 otóż wchodzę dziś na kamerkę do jakiejś przypadkowej "damy" piszę Hej co tam, jak leci itd? 😂 A ta do mnie "won największy spamerze zbiornika" 😂
Myślę Sobie, kogoś tu zaiste poniosła fantazja 🤔
Z drugiej strony dochodzę do wniosku, jak Ci którzy wysyłają mnie na urlopy wypisują tam takie wypociny i brednie mają nasrane w głowach, że potem przypadkowe osoby jadą po mnie jak po burej kobyle, zastanawiam się jak czasem plotka zamienia się w opinię bez poznania choć trochę drugiej osoby.
Morał z tego jest taki że o normalnych ludzi coraz ciężej w tym chorym świecie, brednie stają się faktami a fakty bredniami 🙈
Nie wiem czy i czym tam niby spamujesz, bo nie śledzę wszystkiego. Zakładam jednak, że chodzi o lokalne wojny plemienne "miszczów" autoreklamy. Faktem jest, że plotka stała się orężem w tej popapranej netowej rzeczywistości. Nie wiem także czy i kogo szukasz, ale wiem że taktyka większości mastodontów na tym portalu to obraz nędzy i rozpaczy. Olewaj wojny plemienne i nie idź za tłumem, a rezultaty zauważysz szybko 😊
Mądrych to i miło posłuchać 😘❤️
Mirko...ten Twój tekst to majstersztyk!
Mam takie pytanie...jakie są zasady zapożyczanie czyjegoś tekstu do własnego posta? Ująć w cudzysłów i podać autora "oryginału"?
Uważam, że co do zasady to właśnie tak powinno się robić. Ale jeśli jakiś tekst jest powszechnie znany czy z kontekstu wynika, że to są cudze słowa, to pewnie można sobie ten cudzysłów darować...
Mirko..więc jak wstawię posta to sprawdzisz, i napiszesz, czy u Pani Jadzi to by przeszło? A czy ma znaczenie? W tym przypadku tak, bo tekst, który chcę zacytować, to jak praca naukowa.Gorzej tylko z tym czy te barany zrozumieją?:)
Ave pozytywnie zakręceni, przez pseudo elity zbiornika wykluczeni 😅 Witam serdecznie wszystkich 💋 co tam u Was, nastawienie do pogody, życia i ogólnie rzecz ujmując 😎?
Lajtowo.
Miodzio
Ani nie uważam się za zakręconego, ani też nie czuję się wykluczony. A z pytaniem o nastawienie do życia jest jak z pytaniem czy jesteś szczęśliwy. Ja bez wahania odpowiedziałbym: Bywam. Bo przecież to nie jest stan permanentny. Andrzej Sikorowski w jednym z utworów śpiewa: "...Po drugiej stronie cienia nie ma marzeń, bo spełnione już marzenia, nic nie boli, bo nieznane są cierpienia...". A ja właśnie jak mogę to chcę marzyć, a jak musi boleć to niech boli, bo wtedy człowiek czuje, że żyje. I jak przystało na umysł ścisły uważam, że życie przypomina sinusoidę. Ta fala raz się wznosi, by innym razem opadać. Raz jest dobrze czy wręcz zajebiście, a innym razem wprost przeciwnie, ludzie zawodzą, plany się walą, kłótnie same wybuchają i nic się nie udaje. Ale potem fala znowu dochodzi do amplitudy. Ważne żeby nawet jeśli zdarzają się życiowe dołki to nie utknąć w nich na dłużej. Ja staram się być jak ten kalifornijski surfer, który szuka najlepszej fali i dostrajając się do niej płynie na jej grzbiecie. Ale bywa różnie. I to jest chyba w życiu piękne, że nie jest ono usłane różami i nie jest nieustannym pasmem szczęścia. Bo wtedy byłoby zwyczajnie nudne. Są górki i dołki, wzloty i upadki, momenty dobre i złe, chwile radosne i smutne. I chyba dobrze, że tak jest, bo z jednej strony to pozwala docenić te sprawiające radość czy przyjemność chwile szczęścia, a z drugiej trudne doświadczenia czegoś nas uczą i bywają inspirujące. I ogólnie rzecz ujmując takie mam nastawienia do życia jako do wielkiej sinusoidy...
Bo ja wiem czy on taki genialny? Długi czas omijałem tego Żulczyka. Kiedyś różowy salon, że tak pojadę Łysiakiem, zachwycał się Twardochem, a dla mnie to był kompletny bełkot. Obawiałem się, że z Żulczykiem może być podobnie. Ale w końcu się przełamałem i sięgnąłem po jego "Wzgórze psów". I to jest inna półka niż Twardoch i da się to czytać. Oklepany wątek zabójstwa na szczęście jest tylko tłem i dobrze jest ukazany klimat małomiasteczkowej Polski, a postaci są ciekawie pokazane od strony charakterologicznej. Bywa też komicznie, gdy młoda żona przyznaje się mężowi, ze dała dupy innemu, a następnie pyta go czy zrobić mu loda. Ale ogólnie ta historia sprawia wrażenie mocno przegadanej, a styl autora bywa rozwlekły aż do granic możliwości. Nie jest to zła książka i spokojnie można ją przeczytać, ale ja podczas jej lektury nie miałem poczucia, że obcuję z czymś genialnym. Ten Żulczyk ani mnie jakoś szczególnie nie rozczarował, ale też jakoś specjalnie nie zachwycił...
Wydaje mi się, że Piaa ma ważniejsze i ciekawsze zajęcia od literackiego niańczenia Sneera. Niemniej jak będzie okazja, to spytam jej co myśli o Twardochu i Żulczyku, bo mądrej kobiety to przyjemnie posłuchać. I pamiętam jak w młodości próbowałem przeczytać "Ulissesa" Joyce'a i "Summa technologiae" Lema i w obu przypadkach poległem. Wtedy czułem właśnie to o czym piszesz czyli, że obie te lektury są ponad mój poziom intelektualny, że zwyczajnie mnie przerastają. Trzeba być świadomym swoich ograniczeń, a ja jestem zwyczajnym facetem i nie wszystko muszę ogarniać. Joyce i Lem mi o tym przypominają. Ale Twardoch i Żulczyk? Nie no, proszę Cie Mira, gdzie Ty tam widzisz jakąkolwiek poprzeczkę? Żulczyk to dla mnie tzw. literatura rozrywkowa. I taka jest potrzebna, a za jej mistrza uważam Marcina Wolskiego. Swego czasu łykałem wszystko co wyszło spod pióra pana Marcina, bo on ma kapitalne poczucie humoru, takie trochę w stylu Joanny Chmielewskiej, bo fabuły jego powieści są ciekawe i wciągające, bo on ma bardzo mi odpowiadający styl pisania i wreszcie bo on pisze, że się tak wyrażę "ku pokrzepieniu serc". Po prostu w jego książkach koniec końców zawsze wygrywają zwyczajni, przyzwoici ludzie, a komuchy czy lewacy dostają po dupie. W życiu niestety na ogół bywa odwrotnie. Za to wszystko lubię pana Wolskiego, choć zdaję sobie sprawę, że nie jest to literatura najwyższych lotów...
I do podobnej kategorii zaliczam Żulczyka. Jest to sprawnie napisane, choć trochę rozwlekle i warsztat pisarski też całkiem poprawny, więc da się to czytać, ale nie żeby się tym zachwycać czy dopatrywać się tam jakiejś wysoko zawieszonej poprzeczki. Bo nie znalazłem tam niczego co by mnie zadziwiło, urzekło, skłoniło do refleksji, poszerzyło horyzonty, sprawiło że odkładasz książkę i zastanawiasz się nad tym i owym. Ot, sprawnie napisane czytadło i tyle. Pamiętam jak kiedyś w jednym z poznańskich antykwariatów trafiłem na "Cenę" Łysiaka. Nie znałem tego, więc musiałem to mieć. I ta lektura była dla mnie prawdziwą ucztą dla ducha. Później jeszcze widziałem nakręcony na podstawie tego dzieła też świetny teatr telewizji w obsadzie m.in. z Barbasiewiczem, Wakulińskim, Lesieniem, Orzechowskim, Kwaśnym, młodym Pazurą, Suszyńskim, Packiem. Tak, Łysiak wysoko zawiesza poprzeczkę. Ale nie jakiś Żulczyk. I tak sobie myślę, że ta nasza wzajemna niechęć wynika poniekąd z tego, że żyjemy w obcych sobie światach, w jakichś światach równoległych. Bo to co Ciebie zachwyca, jest dla Ciebie ważne czy istotne dla mnie jest banałem, dekadencją i czymś niewartym mojej uwagi. I analogicznie to co dla mnie cenne i wartościowe, co pewnie w jakiejś mierze mnie definiuje, bo przecież człowiek nie bierze się znikąd i przynajmniej w jakiejś mierze jest sumą doświadczeń minionych pokoleń, to wszystko dla Ciebie jest jak to zgrabnie ujęłaś "bogoojczyźnianym pierdem". Ale dzięki uprzejmości Sweet można przynajmniej czasami pogadać...
Spoko, rozumiem. Też bym chciał być taki bezkompromisowy, ale moja wrodzona łagodność oraz słabość do słowa pisanego sprawiają, że literatom wybaczam ich drobne grzeszki jeśli tylko potrafią pisać. Szymborska obrzydliwie i bałwochwalczo opłakiwała Stalina, ale obiektywnie trzeba przyznać, że kilka jej wierszy jest znakomitych. Mrożek bredził o czujności pisarza na podstawie marksistowskiego światopoglądu, ale jego "Tango" jest dobre, a "Emigranci" moim zdaniem rewelacyjni. Gałczyński chciał stać na straży socjalizmu i Stalina nazywał Przyjacielem, ale kto nie zna jego "Pieśni o żołnierzach z Westerplatte"? Podobnie Miłosz, Konwicki, Kapuściński i wielu innych miało w swoim życiu epizody, gdy wchodzili komunie w dupę i to bez wazeliny. Marian Hemar o jednym z nich, czyli Szczypiorskim, pisał z Londynu: "To zwykła szmata, pod płaszczykiem literata". Akurat Szczypiorski w pełni na takie słowa zasłużył, ale wobec innych ja aż tak krytyczny bym nie był. Ludzie są tylko ludźmi i nie można wymagać od każdego żeby był bohaterem...
Podziwiam Tyrmanda czy Herberta za to, że nigdy nie splamili się kolaboracją z komuną, ale trzeba też zrozumieć tych, którzy na jakiś czas zbłądzili. Bo to właśnie intelektualiści byli najbardziej narażeni na tzw. ukąszenie heglowskie. Dlatego przymykam oko na to, że Wolski przez kilka lat należał do PZPR. On tam nie był nikim ważnym, nie zrobił niczego żeby nazywać go tak jak Hemar nazywał Szczypiorskiego, on w 80 roku rzucił partyjną legitymację, a jego późniejsza postawa moim zdaniem całkowicie rekompensuje ten jego krótki partyjny epizod. W młodości ludzie popełniają błędy czy robią rzeczy, z których potem nie są dumni, ale potem dojrzewają i dokonują właściwych wyborów. Chociaż bywa też odwrotnie. Ten Twój znajomek Twardoch w młodości pisywał do konserwatywnej Frondy, ale chyba zrozumiał, że na konserwatyzmie się nie wypromuje, więc mu się odmieniło. Zaczął drwić z Żołnierzy Wyklętych, chodzić na pedalskie parady, pisać wieśniackie komentarze na temat pana Kaczyńskiego i od razu posypały się literackie nagrody, uznanie mainstreamu, zaproszenia do TVN-u...
No to napisz Mira coś o tej whisky. Dawno już jej nie piłem i powiem szczerze, że nie zachwyciła ona moich kubków smakowych, ale podobno do tego trunku trzeba dojrzeć. Żona mi nieraz mówi, że należy się otwierać na nowe smaki, a za miesiąc rusza kolejny sezon Grand Prix na żużlu, to może zamiast tradycyjnie z Bocianem lub Finlandią odwiedziłbym wtedy znajomych z butelką whisky. I tak z ciekawości miałbym kilka pytań. Bo whisky kojarzy mi się ze Szkocją i jak to jest z amerykańskimi burbonami czy irlandzkim Jamesonem? To są produkty tej samej kategorii jakościowej czy może prawdziwa whisky to jednak koniecznie musi być ze szkockich destylarni? I każdy alkohol ma swoje zasady spożywania np. Francuz nie poda do wołowiny białego wina tylko czerwone, a z kolei dla mnie podawanie piwa z sokiem jest profanacją tego napoju bogów. A jak się pije whisky? Z lodem, z colą, saute? I co możesz powiedzieć o takich popularnych, ogólnodostępnych markach jak Red Label, Jack Daniels czy Jim Beam?
Nowy temat już jest otwarty - Dom Whisky - "Dziupla". Tam zapraszam w sprawie alkoholu. :)
Te ulewy nad Bałtykiem czasami mają bardzo intensywny przebieg. Kiedyś jechaliśmy do Kołobrzegu i przez całe 400 km była piękna pogoda, a na niebie niemal żadnej chmury. I mijamy tablicę z nazwą "Kołobrzeg" i dokładnie wtedy się zaczęło. Padało tak mocno i rzęsiście, że nie dało się jechać i zjechałem na pobocze, zresztą inni kierowcy zrobili podobnie. Żona była przejęta tym co się działo, a ja jej mówię: Kochanie, myśl pozytywnie, przecież po każdej burzy wychodzi słońce. Gdzieś po pół godziny ruszyliśmy i w pewnym momencie widzę przed sobą zalaną ulicę i auto z naprzeciwka po osie w wodzie, ledwo koła było widać. Zastanawiałem się co robić, ale za mną jakiś miejscowy kierowca wjechał na chodnik dla pieszych, więc ja za nim i tak objechaliśmy tę zalaną ulicę. Po dotarciu na miejsce mówię do Młodego, że idziemy zobaczyć na plażę. I krajobraz był jak po jakiejś bitwie, co chwilę w tle słychać było alarmowe syreny i widać było uwijających się przy usuwaniu skutków nawałnicy strażaków. A piasek na plaży właśnie jakby zagrabiony czy poczochrany. Niby spokojny Bałtyk, ale woda jest takim żywiołem, że wystarczy półgodzinne oberwanie chmury żeby prawie zalać całe miasto...
Zmiany, zmiany, zmiany! Jako zatwardziały konserwatysta nie jestem zwolennikiem gwałtownych zmian, bo one na ogół do niczego dobrego nie prowadzą. Chyba, że akurat są konieczne i zmieniają coś na lepsze, to tak. Ale generalnie dla mnie wartościowe jest to co stałe, niezmienne, trwałe, a nie coś co co chwilę się zmienia. Ale czasami zmiany są niezbędne i takie zaszły w moim życiu. I tak ostatnio żona mnie pyta jak się z tym wszystkim czuję? Mówię jej: Słuchaj Kochanie, zmieniłem samochód, zmieniłem pracę, zmieniłem coś jeszcze, może pora też zmienić żonę? Żona wtedy w śmiech i mówi mi: Ha, ha, ha, za dobrze cie znam, ty może i chętnie byś inną bzyknął, ale w życiu byś żony nie zmienił, nie ty! Faktycznie, dobrze mnie zna. Oczywiście zaprotestowałem, że gdzie, że jak, że inną bzyknąć, że przykrość mi sprawiły takie słowa. Dostałem od żony namiętnego całusa, ale pomyślałem sobie, że w sumie ma rację, że jakby się trafiła jaka chuda w pończochach to może i bym nie odmówił. A Wy lubicie zmiany?
Warto pomagać innym. Bezinteresownie i nie licząc na nic w zamian, bo czasami to wraca do człowieka i to w zupełnie nieoczekiwany sposób. Jakiś czas temu chciałem od sąsiadki wynająć garaż. Ona miała już nieprzyjemne doświadczenia z innym sąsiadem, który zaniedbał ten garaż, ona musiała go remontować i wobec mnie była nieufna i mi odmówiła. No trudno, powiedziałem jej tylko, że gdyby zmieniła zdanie to proszę mi dać znać. I mam też inną sąsiadkę, starszą 90- letnią panią, której czasami wyświadczę jakąś sąsiedzką przysługę. Nic wielkiego, nieszczelny zawór w kuchni, coś do wymiany w łazience, szwankujący telewizor, podwiezienie do lokalu wyborczego, no tego rodzaju drobiazgi. I ostatnio spotykam tę sąsiadkę od garażu i ona pyta czy nadal jestem zainteresowany garażem. Potwierdziłem, że tak, że nadal. I usłyszałem, że ona mi ten garaż wynajmie. Byłem ciekawy skąd u niej taka zmiana nastawienia, ale nie musiałem pytać, bo sama mi powiedziała. Otóż rozmawiała z tą 90- latką i podobno jej zdaniem jesteśmy bardzo sympatyczną rodziną, ja uczynny, żona miła, a z syna fajny, młody chłopak. Krótko mówiąc garaż jest mój. I druga historia z życia Sneera wzięta. Ostatnio w niedzielę byłem zajęty i do kościoła pojechałem dopiero wieczorem. Wychodzę z auta i podchodzi do mnie kobieta i pyta czy nie kupiłbym jej chleba? Na odczepnego odburknąłem, że zobaczę po Mszy Św. Pomyślałem, że pewnie nie będzie się jej chciało tyle czekać, a nawet jeśli to babsko spławię. I akurat tego dnia podczas Mszy była czytana Ewangelia św. Jana o łamaniu chlebem. Przypadek? Nie sądzę. Przypadkiem to jakaś ruda łajza może się dorwać do władzy, ale takie rzeczy nie dzieją się przypadkiem. Czyżby On chciał mi w ten sposób coś przekazać? Wyszedłem z kościoła i zobaczyłem, że kobieta nadal stoi przy samochodzie. Dobra, wsiadaj- powiedziałem do niej. Kobieta lekko przestraszona spytała czy jej gdzieś nie wywiozę? Wywiozę! Do Żabki po chleb, to wsiadasz czy nie? Wsiadła. Przy jednej Żabce nie było już gdzie zaparkować to pojechałem do innej. Po drodze kobieta zaczęła mi się tłumaczyć, że ją napadnięto i pobito, ale przerwałem jej mówiąc: Dobra, Ty mi się nie tłumacz, na wódkę bym Tobie nie dał, ale chleb jeszcze mogę kupić. W Żabce kupiłem chleb i jakiś topiony serek, odwiozłem kobietę z powrotem i wracając do domu w myślach powiedziałem do Niego: I co, zadowolony jesteś? Mam nadzieję, że jeśli kiedyś zrządzeniem losu to ja będę głodny i nie będę miał na chleb to sprawisz, że mi też ktoś pomoże...
No to ja też coś powiem...mało ostatnio czasu mam na zbiornikowanie, ale to ze względu na nawał pracy. Nie zaliczam jednak tego do zmian w moim życiu, a tylko chwilowe niedomaganie. Jednak odnośnie tematu...uważam, że zmiany postępują w człowieku wraz z wiekiem. Człowiek nabiera doświadczenia życiowego. Coś co kiedyś mnie rajcowało, dzisiaj jest dla mnie normalnością. Nie planuję póki co innych zmian w życiu. Mam pracę, dziecko niedaleko ode mnie, mąż wyrozumiały, ustatkowane życie, cóż więc zmieniać? Odnośnie pomagania innym, to tak, masz rację Sneer, warto pomagać innym. To zawsze wraca. Przekonałam się o tym niejednokrotnie.
Też uważam, że należy innym pomagać z tym, że ostrożny jestem jeśli chodzi o pomoc finansową. Jeśli ktoś mnie poprosi i mam czas to bez wahania mogę wspomóc nawet kilkugodzinną ciężką pracą fizyczną i obraziłbym się, gdyby ktoś wtedy chciał mi za to zapłacić. Ale miałbym komuś dać 10 złotych to już miałbym opory. Bo pamiętam przypadek Adama Małysza. Klęczała przed nim kobieta, klęczała i zaklinała się, że potrzebuje kasę na leczenie chorego dziecka. Słynny skoczek się zlitował i dał jej wtedy chyba 4 tysiące. I później jej stary jak w okolicznych knajpach przepijał tę forsę to przechwalał się, że naciągnął na kasę samego Małysza. Dlatego ja z zasady gotówki nie daję. Wspieram Caritas i oni tam najlepiej wiedzą kto wymaga pomocy. A zabrakło Ci 50 groszy do flaszki? To wypierdalaj obiboku do roboty! Bo ja, gdy chcę się napić to nie żebram tylko sobie na to zarabiam. Ale też nie mam serca z kamienia i bywają takie sytuacje, że sięgam do portfela. Kiedyś, nie pamiętam już czy to było na rynku w Krakowie czy w Toruniu, podszedł do nas facet i poprosił o papierosa. Nikt z nas nie miał, ale od słowa do słowa i zaczęliśmy rozmawiać. I facet tak ciekawie opowiadał, nie wiem ile w tym było prawdy, a ile bujdy, ale opowiadał, że był pilotem LOT-u i wyleciał z roboty za chlanie, potem jeszcze gdzieś pod Olsztynem latał na rolniczych samolotach, potem był na zagranicznym kontrakcie i jak z niego wrócił to okazało się, że żona ma innego i kurwa go puściła w przysłowiowych skarpetkach. On to tak interesująco opowiadał, że wziąłem go do sklepu i kupiłem mu paczkę fajek i puszkę piwa...
Innym razem, to było na jakimś urlopie, ale już nie pamiętam gdzie, zaopatrywaliśmy się w jakimś wiejskim sklepie. Raz tam zobaczyłem małego chłopca, wtedy mniej więcej w wieku mojego syna, który oglądał auta resorówki. Za dzień czy dwa znowu jestem w tym sklepie i ponownie widzę tego dzieciaka przy tych autach. Sklepowa go wtedy przegnała ze sklepu, a ja pomyślałem sobie, że mojemu synowi niczego nie brakuje, ale nie wszystkie dzieci są w takiej sytuacji, poza tym przypomniałem sobie jak sam byłem dzieckiem i jak się wtedy cieszyłem jak dostałem nowe autko. Kupiłem wtedy tę resorówkę i dałem ją gówniarzowi. Kiedyś, dzień czy dwa przed Bożym Narodzeniem, byłem w sąsiednim mieście po prezent dla żony. To było kilka lat temu, na ulicy śnieg i mróz i kobieta zatrzymująca stopa. To ją podwiozłem. Mówiła, że ją okradziono i chce się dostać do Wrocławia. Powiedziałem jej, że do Wrocka to ja jej nie zawiozę, ale wtedy jeszcze nie było obwodnicy, tiry jeździły przez miasto, więc zawiozłem ją na wylotówkę na Katowice i Wrocław mówiąc, że tam na pewno ktoś ją zabierze do Wrocka. A wcześniej widząc jak się kobieta trzęsie z zimna kupiłem jej na Shellu gorącą kawę. I kilka podobnych sytuacji miałem kiedy nawet ja sięgałem po portfel żeby komuś pomóc. Chociaż co do zasady kasy innym nie daję. Raz, że ona mi z nieba nie spada i muszę na nią ciężko pracować, a dwa, że nie ma się pewności czy to faktycznie osoba potrzebująca czy tylko taka szukająca naiwnego frajera...
A bywa też odwrotnie. Kiedyś odwoziłem czy odbierałem kogoś z Okęcia. Mieliśmy jeszcze trochę czasu to udaliśmy się na ten taras widokowy. Tam są bramki, wtedy się płaciło 2 złote, a my nie mieliśmy przy sobie gotówki. Sprawdziliśmy kieszenie i uzbierało się tyle, że dla jednej osoby zabrakło. To mówię żeby oni poszli, a ja sobie na nich poczekam. I podchodzi do mnie facet i wręcza mi dwa złote. Nie lubię takich sytuacji, bo w życiu nie wziąłem żadnego kredytu, ani nie pożyczałem od nikogo kasy, bo nie lubię mieć długów. Tłumaczę facetowi, że wszystkie torebki i portfele zostały w samochodzie i nie mamy przy sobie gotówki, ale jeśli on poczeka to ja pójdę do auta i oddam mu tę kasę. A facet mi mówi: Panie, daj pan spokój, to tylko dwa złote, a takie rzeczy syn powinien oglądać z ojcem, więc niech pan idzie z synem i przyjemnego oglądania. Tak że bywa i tak...
Oj Mireczko, nie wiem kiedy odwiedzę znowu Sopot, bardzo bym chciała...A "Granda", już słuchałam na audiobooku. Troszkę się pogubiłam w historii tego Hotelu, dlatego posłucham z przyjemnością jeszcze raz. Muszę mieć tylko odrobinę więcej czasu, bo ostatnio mam tyle zajęć, że nawet tutaj jest mnie mniej.
No i się wyjaśniło! Kupiłem komuś chleb żeby w ten sposób wyleczyć swoje deficyty emocjonalne. Nawet nie wiedziałem, że mam jakieś deficyty, ale dzięki Twoim wywodom już wiem. Dzięki Ci dobra kobieto żeś mnie uświadomiła o tych całych deficytach. Na razie terapię wstrzymałem, leczenie przerwałem i dzisiaj nikomu chleba nie kupiłem. Za to wieczorem przy emocjach sportowych zamierzam łyknąć kilka browarów. Jako prosty człowiek tłumaczę to sobie w prosty sposób: robię to, bo lubię. Ale nie zdziwiłbym się gdyby okazało się, że w ten sposób też leczę jakieś swoje deficyty...
A ta cała Estera to taka mądrala, która myli przyczyny ze skutkami. To o czym ona pisze, o podejściu ludzi do tworzenia związków itd. to skutki, a przyczyny leżą gdzie indziej. Mam na to swoją teorię, ale nie ma co się tutaj o tym rozpisywać...
Jak oddziaływać pozytywnie na Kobiety żeby podryw się udał i doszło do czegoś więcej 🤔
Nie ma chyba jednej uniwersalnej metody. Kobiety się różnią, mają różne upodobania, temperamenty, zainteresowania. Jedna na Twój widok będzie miała kisiel w majtkach, a druga nawet na Ciebie nie spojrzy chyba, że z odrazą. Tu potrzebne jest indywidualne podejście do każdego konkretnego przypadku. I to się czuje czy coś klei czy nie. Jeśli tego nie ma to lepiej sobie odpuścić i rozejrzeć się za inną zwierzyną. Inna sprawa, że zależy w jakim celu chcesz nawiązać kontakt. Bo inaczej się zachowasz, gdy z niewiastą wiążesz swoje życiowe plany, a zupełnie inaczej, gdy dysponujesz wolnym wieczorem i chcesz coś na szybko wyrwać żeby następnego ranka już o tym zapomnieć. Ten drugi wariant jest prosty i w zasadzie wszystkie chwyty są dozwolone. Ten pierwszy jest trudniejszy. Bo uwodzenie to trudna i mam wrażenie, że zanikająca sztuka flirtowania. Ona wymaga cierpliwości i odpowiedniego podejścia. Jak już się spotkasz to generalna zasada brzmi: daj się kobiecie wygadać. One to lubią. Za to o sobie nie musisz zbyt dużo mówić, to tylko wzbudzi jej ciekawość. I nie unikaj kontaktu wzrokowego. To ważne, z tym, że pamiętaj żeby nie gapić się za długo na jej cycki tylko patrzeć jej w oczy. I z jednej strony nie bądź zbyt nachalny i natarczywy, ale z drugiej daj jej odczuć, że jest dla Ciebie kimś ważnym. I nie traktuj jej jak obiektu seksualnego, kobiety mają w sobie niezły radar i wyczuwają takie sprawy. Zainteresuj ją sobą, oczaruj, a ona sama wskoczy Ci do łóżka czy tam na kutasa. I nie zrażaj się niepowodzeniami, podryw to nie praca sapera i tu możesz popełniać błędy. I pamiętaj, że nie każda jest do wyrwania, ale jeśli jesteś sam to z każdą możesz próbować. No to co, powodzenia!
Dobra drodzy Dziuplacy, przyznam się Wam do czegoś. Taki rodzaj coming outu. Otóż zdarza mi się obciągać! Tak, tak, czasami to robię. Bywa, że całymi tygodniami wcale, a jest i tak, że kilka razy dziennie. Ale od razu pragnę uspokoić moje fanki, że ani nie upadłem na głowę i nie zmieniłem nagle orientacji seksualnej, ani też nie uległem nachalnej propagandzie ideologii LGBT. Po prostu czynność, którą wykonuję czasami w pracy zwie się właśnie obciaganiem. Nie jest to moje główne zajęcie, ale kiedyś na praktykach w szkole uczono mnie różnych rzeczy, które wtedy wydawały mi się kompletnie niepotrzebne, a po latach okazują się całkiem przydatne. Ale brzmi nieźle, co? Sneer obciąga! Piaa to się uśmiała jak jej to kiedyś powiedziałem...
Ale myszy w piwie? Jak one się tam dostały przez wąską szyjkę butelki? Słyszałem, że kiedyś za komuny we Wrocku z barki wpadł im do Odry transport jęczmienia dla browaru. Obecnie, przy wyśrubowanych normach takie zboże pewnie by się nadawało do spalenia, ale wtedy nikt się nie przejmował co będzie spożywała robotniczo- chłopska klasa panująca i ten jęczmień prowizorycznie osuszono i dawaj do browaru. Ale myszy?
No to mnie autentycznie zaskoczyłaś. Bo o tym, że z gadziną łamano się opłatkiem słyszałem, ale jedyny znany mi przypadek, że zwierzę gospodarskie pojono wódką to scena z "Misia", gdy Tym grający węglarza karmi tym trunkiem konia. Ale żeby dawać wódkę krowom? Czy to miało jakiś wpływ na jakość czy smak mleka? Z dzieciństwa pamiętam też pułapki na myszy, ale przynętą w nich był ser, a nie wódka. Aż żałuję, że nie mam już dziadków, ani babć żeby ich o to spytać...
Z tymi pułapkami na myszy chodziło oczywiście o piwo, a nie wódkę. I ja jestem konsumentem piwa, a nie jego producentem, to i nie muszę się znać na szczegółach jego wytwarzania, chociaż z grubsza jak się piwo warzy to się orientuję. I znam jeszcze jedno zastosowanie tego napoju i przetestowałem to na sobie. Kiedyś w młodości kumpel mi powiedział, że jak się włosy posmaruje piwem to one będą się lśniły i błyszczały. Powiedziałem mu, że możliwe, ale ja jednak wolę je wypić. On mi na to, że nie chodzi o to żebym sobie całą butelkę na łeb wylał tylko żebym włosy delikatnie zwilżył. Tyle piwa mogłem przeznaczyć na straty, więc tak zrobiłem, a później poszliśmy do baru czy klubu i traf chciał, że miałem branie, bo trafiła się chętna niewiasta. Z tym, że do dzisiaj nie mam pewności czy to dzięki lśniącym od piwa włosom czy też jakimś innym moim walorom...
Te słomki to są piwu potrzebne jak świni siodło. Chociaż i tak największą profanacją tego napoju jest dodawanie do niego soku...
Tak swoją drogą ciekawe jak takie starożytne piwo smakowało. Nie zdziwiłbym się gdyby współcześni piwosze stwierdzili, że tego się nie da pić. A może wręcz odwrotnie, kto wie. Smak pewnie miało zupełnie inny, bo nie zawierało chmielu. To zabawne, że pewnie prawie każdemu piwo kojarzy się z chmielem, a tak naprawdę ten składnik nie jest wcale konieczny i chmiel w piwie pojawił się gdzieś tak dopiero 500 lat temu. A sensu w zdaniu, że piwo robi się z chmielu jest tyle co w zdaniu, że rosół robi się z pieprzu...
Są rzeczy, które zapadają głęboko w pamięci czy tego chcemy czy nie. I rozumiem jakieś "ferrum" czy "oxygenium", bo człowiek się tego uczył. Ale, ani nie znam łaciny, ani nie czytałem pamiętników Cezara, a te słowa: "Galia est omnis divisa in partes tres" dzięki Kaczmarskiemu wryły mi się gdzieś w podświadomość i nie usunę ich stamtąd choćbym chciał...
Ale czy potrzeba do tego lawendy? Wiosną czy latem na polach czy łąkach też usłyszysz prawdziwy koncert. Brzęczenie pszczół, pobzykiwanie komarów, kumkanie żab, śpiew skowronka zakładającego gniazda w ziemi czy cykanie konika polnego. Te koniki polne pamiętam, że za dzieciaka łapało się do słoika i w zakrętce słoika robiło się otworzy żeby one miały czym oddychać. Ale po co te koniki łapaliśmy to już nie pamiętam. Podobno na jednego człowieka przypada 100 czy 200 milionów owadów i choć to człowiek jest panem stworzenia, to bez niego biosfera by przetrwała, a bez owadów raczej nie. Zresztą znasz pewnie te słowa wielkiego Alberta, że gdyby nagle zabrakło pszczół to człowiek przetrwałby jedynie 4 lata, a potem koniec i nie ma nas...
A ja w mieście. Znaczy administracyjnie to zawsze było miasto, ale krajobrazowo to była wieś, tereny rolnicze. I dzisiaj po tej rolniczej przeszłości już praktycznie nie ma śladu, obecnie to osiedle domków jednorodzinnych. I przyznam, że jak jestem w rodzinnym domu to czasami łezka się w oku zakręci. Pewnie taka kolej rzeczy, że wszystko się rozwija, przekształca, zmienia, ale jednak szkoda, że to miejsce gdzie się wychowałem wcale już nie przypomina tego z dzieciństwa. Ostatnio będąc na Śląsku zabrałem żonę i syna w miejsce gdzie kiedyś mieszkali dziadkowie. Potem jak wracaliśmy w samochodzie żona mnie pyta co jestem taki zamyślony. Mówię jej, że to miejsce zrobiło na mnie przygnębiające wrażenie. Bo jak w dzieciństwie jeździliśmy do dziadków to miejsce tętniło życiem. A teraz to jest ruina. Stacja zdewastowana, budynki kolejowe się rozpadają, wszystko zarasta, pełno chaszczy i pustka, nie ma nikogo. Nawet staw pokopalniany, gdzie czasami dziadek mnie zabierał też już chyba zasypany. Przypomniał mi się Orwell i jego "Brak tchu". Opowieść o czlowieku, który marzy o podróży do miejsca swojego dzieciństwa. W końcu realizuje to marzenie, ale tego świata już nie ma, wszystko się tam tak zmieniło, że to miejsce jest już nie do poznania i w niczym nie przypomina miejsca znanego z młodości...
Mądra kobieta to wie jak przekonać faceta. Jestem z żoną na zakupach i żona pokazuje mi koszulę, taką kwiecistą, czy hawajską czy jak tam to się nazywa. E, nie, to nie mój styl, mówię. I gdybym usłyszał, że ładnie mi w tej koszuli, że niedroga, że markowa itd. to by na mnie nie działało, nie i już. Ale żona mówi: Wyglądałbyś jak twój idol Cejrowski, ale skoro nie chcesz. Mówię jej: Czekaj, czekaj, nie odwieszaj jeszcze, to mówisz, że wygladalbym jak Wojtek, hmm, styl zawsze można zmienić, dawaj przymierzam!
Nie wiem czy to są jakieś techniki czy nie, mnie się wydaje, że kobiety, przynajmniej te bystrzejsze, mają w sobie taką umiejętność. Podam Ci Mira inny przykład z życia Sneera wzięty. Kiedyś Piaa robiła porządki w swoim księgozbiorze i dostałem od niej kilkanaście książek. Dla mnie to były rarytasy, między innymi: Lem, Dick, Asimov, Hoyle, Herbert, Łysiak, Chmielewska, Kapuściński, Grzesiuk, Orwell, Ditfurth, Kirst. Ja jestem trochę starej daty i książki są dla mnie cenne, niektóre pewnie bezcenne i uznałem, że ja nie mogę tak za darmo tego przyjąć i że za takie perełki powinienem zapłacić. Ale wiadomo, że Piaa by ode mnie kasy nie wzięła. Wpadłem więc na świetny jak mi się wydawało pomysł, że gdzieś jej tę kasę zostawię, a potem jak się zdzwonimy to jej powiem, gdzie zostawiłem kasę za książki. Wspomniałem o tym pomyśle przyjaciółce Piaa i ona powiedziała mi jedno zdanie, które całkowicie zmieniło moje spojrzenie na tę sprawę. Otóż usłyszałem: Nie rób tego, bo tak się traktuje prostytutki, że zostawia im się gdzieś kasę, jak chcesz podziękować Piaa to zaproś ją na obiad czy na kawę. I tak zrobiłem. Ale wtedy sobie pomyślałem, że facet to jest jednak prosty mechanizm i myśli w taki konkretny sposób. Bo cały rok bym się nad tym zastanawiał i pewnie nie wpadłbym na to co wtedy Marg mi od razu wyjaśniła w jednym zdaniu. Facet myśli konkretnie i jeśli należy się komuś zapłata to trzeba tylko ustalić w jaki sposób przekazać należność. A kobiety biorą pod uwagę różne niuanse i subtelności...
Ile ja się o sobie przez te Twoje wywody dowiaduję ciekawych rzeczy. Teraz okazuje się, że jestem mizoginem. Dzięki Ci dobra kobieto...
A tak na poważnie, to mizoginizm? No proszę Cie Mira. Przecież ja za kobietami przepadam. Nie za wszystkimi to fakt, bo wiele spośród z nich, zwłaszcza na tym kurwidolku, uważam za głupie cipy niewarte mojej uwagi. Ale jak kobieta fajna i coś sobą reprezentuje, to raczej budzi moją ciekawość, a nie niechęć. A w opisanej wcześniej sytuacji zachowałbym się podobnie również gdyby to chodziło o faceta, a nie Piaa. A dlaczego? Sam nie wiem, ale mam pewne podejrzenia. Bo pamiętam pewne zdarzenie z dzieciństwa. Mogłem mieć wtedy coś koło 9 lat i nie powinienem tego pamiętać, a jednak zapamiętałem. Rodzice wtedy dobudowywali piętro w rodzinnym domu. Dzisiaj wzięłoby się firmę i po kłopocie, ale wtedy robiło się to inaczej, siłami rodziny. Nazjezdzali się wtedy bracia Ojca i Mamy i oni pomagali. Ale był też pewien miejscowy Zenek. Taki drobny pijaczek, stary kawaler, ale poczciwy chłopina. I była sobota, Ojciec wypłacał mu tygodniówkę. Zapłacił mu, a Zenek był wyraźnie jakby zawstydzony i mówi do mojego Taty: Ale aż tyle, nie za dużo? A mój Tata mu odpowiedział: Zenek, nie wkurwiaj mnie, zarobiłeś, należy Ci się, bierz i widzimy się w poniedziałek, przyjdziesz, co? Przecież ja tego nie powinienem pamiętać, bo gówniarzem wtedy byłem. A jednak pamiętam i też uważam, że jak ktoś zasłużył to trzeba go odpowiednio wynagrodzić. To co mi Piaa wtedy ofiarowała dla wielu pewnie przedstawiałaby wartość makulatury, ale nie dla mnie. I stąd ten mój pomysł. I podobnie pomyślalbym gdyby chodziło o faceta. Ale Ty nie przepuscisz okazji żeby mi dopierdolić i wyskoczylas z tym mizoginizmem. Dla mnie kompletnie bez sensu...
Oj Mira, pamięć jak widzę zawodzi. To nie ja pisałem o złotej karcie kredytowej. Z prostego powodu, wtedy jeszcze mnie tu nie było. Pamiętam te obrzydliwe wpisy, jeszcze niedawno były na Dziupli, ale pewnie Sweet robiąc porządki je usunęła. Tak więc całe szczęście nie ja byłem ich autorem. Może warto sprawdzać takie rzeczy zanim uskuteczni się takie insynuacje...
I tak, lubię kobiece nogi przystrojone ponczochami. Zboczeniec ze mnie, co? Bo kto to widział żeby facetowi się pończochy podobały. Jak facet się bierze za faceta, albo jak facet zakłada sukienki, albo jak faceci uprawiają jakieś gang-banki i w ośmiu stukają jedną babę to jest normalna rzecz. Ale ponczochy? To powinno być zakazane i surowo karane! A co do tych naiwnych to faktycznie coraz mniej ich. Z moich obliczeń wynika, że kiedyś to około 63 procent kobiet pokazywało mi swoje nogi w ponczochach. Teraz jedynie 41 procent. Ale co zrobić, coraz starszy jestem i forma już nie ta co kiedyś. Coraz mniej tych naiwnych, no ale jednak nadal się zdarzają...
I "Napoleoniada" Łysiaka i to jeszcze z autografem za niecałą stówę? No jaja sobie chyba robisz. Bez zastanowienia dałbym trzy stówy, a jakby się kto targował to może i pięć. To ja, a co powiedzieć o prawdziwych kolekcjonerach...
No to były igrzyska i już po igrzyskach. I całe szczęście, że się skończyły, bo takiej kompromitacji polski sport nie doznał od igrzysk w Melbourne, a to było w 1956 roku. Minister sportu teraz będzie rozliczał. Teraz? A gdzie on kurwa był od 13 grudnia? Ten ćwok zasłynął tym, że kopał kobiety (pani Arent), szkalował kobiety i mimo sądowego nakazu nie przeprosił (prof. Lubińska), chciał piłować katolików i przede wszystkim tym, że jest znanym szczecińskim ćpunem. Czyli idealny kandydat na tuskowego ministra. On teraz będzie rozliczał kto z działaczy pojechał do Paryża. To niech zacznie od siebie, bo ja w Paryżu widziałem jego parszywą gębę. Sportowcy przerywają milczenie i narzekają na fatalny poziom przygotowań. Nie było kasy z ministerstwa na zgrupowania przedolimpijskie i sportowcy opłacali je ze swoich prywatnych środków, sprzęt dostawali na miesiąc przed igrzyskami, a kombinezony na dzień przed startem. Gdzie wtedy był ten ćpun? Teraz nagle się obudził? Ale teraz on będzie rozliczał, bo wie, że lemingi na samo słowo "rozliczenia" dostają orgazmu. Za pisiorow związki sportowe dostawały kasę na początku roku, a za Nitrasa i popaprancow w kwietniu i jeszcze później. I wystarczyło niecałe 8 miesięcy nie rządów Platfusow żeby polski sport osiągnął dno. W klasyfikacji medalowej wyprzedziły nas takie potęgi jak Algieria, Bahrajn i Filipiny i zdobyliśmy tyle złotych medali co takie sportowe mocarstwa jak Botswana, Saint Lucia (ktoś w ogóle słyszał o takim kraju?) czy Uganda. Małe Węgry dyktatora Orbana z workiem pełnym medali na 14 miejscu, a papierowa potęga czyli tuskowo- nitrasowa Polska gdzieś w piątej dziesiątce. A będzie jeszcze gorzej. Bo nie dało się wszystkiego zniszczyć i było widać jeszcze efekty wieloletniego finansowania sportu przez PiS. Poza tym w Paryżu nie startowała Rosja, która w Tokio zdobyła 70 medali. Ale w Los Angeles już pewnie wystartuje. Czyli za cztery lata medale dla Polski policzymy na jednej ręce i jeszcze pewnie palców zostanie. Ja pierdolę, wystarczyło osiem miesięcy rządów tych skurwysynów żebyśmy osiągnęli sportowe dno i poziom Botswany, Ugandy i tego kraju, którego i tak nikt nie kojarzy...
Żarty, żarty, żarty, życie to nie jest temat do żartów!, że tak zacytuję pewnego wąsatego, gruzińskiego wujaszka. Tu nie ma co ironizować, bo miało być z palcem w nosie 16 medali, w tym kilka złotych, a wyszło ledwie, ledwie 10 medali, z tylko jednym złotem. Tragedia, a przecież sport jest w pewien sposób wizytówką państwa. I co ciekawe, zasłużyliśmy na drugie złoto, ale o tym wiodące media akurat milczą. Nasza bokserka, Julka Szeremeta, była najlepszą kobietą w swojej kategorii. Po półfinale powiedziała, że wystarczy teraz naklepać facetowi i będzie złoto. I te jej słowa zniknęły. Chociaż ona to powiedziała, to ona tego nigdy nie powiedziała. Zadziałała cenzura i tych jej słów już nigdy nie uslyszymy. Jak u Orwella. TVN całkowicie na ten temat milczy, jedynie TV Republika nie ukrywa z kim naszej Julce przyszło walczyć w finałowej walce. Gdzie są te wszystkie głupie cipy, które drą mordy o tzw. prawach kobiet? Nabrały wody w usta, bo gdy naprawdę kobiecie dzieje się krzywda, to dla nich ważniejsza jest bzdurna ideologia. A dla prawdziwego kibica Julka i tak jest najlepszą bokserką w swojej kategorii. Bo nie pokonała jej żadna kobieta tylko jakiś facet udający kobietę...
I co Ty masz do rekonstrukcji historycznych. To jest fajna inicjatywa, tym zajmują się ludzie z pasją, którzy poświęcają swój czas i środki żeby pokazać innym okruchy historii. A w tych pielgrzymkach to zapomnij o naszym złocie. Złoto w pielgrzymkach byłoby tak samo realne jak 16 medali w Paryżu. Masz Arabów, którzy na wielbłądach czy innych mułach przemierzają pustynię, w upale i bez wody żeby dotrzeć do Mekki. Są też wyznawcy tego szamana w białym prześcieradle, tego co to go oskarżają o pedofilię, bo chciał żeby 7 czy 8- letni chłopczyk pocałował go z języczkiem. Wyznawcy tego zboka praktykują pielgrzymki do Lhasy. Pińcet km w jedną stronę, w górzystym terenie, wokół strome szczyty, głębokie wąwozy, rwące rzeki, a ci dreptaja i jeszcze co chwilę muszą padać na pysk, bo inaczej dreptanie nieważne. Maks to jest brąz, nic więcej nasi by nie zdobyli. Wiem, bo raz kiedyś szedłem w pielgrzymce. Żaden wyczyn, na tym naszym płaskim jak stół terenie dojść do Częstochowy. I wcale nie jestem z tego dumny, bo człowiek był młody, oprócz celów pielgrzymki interesowało go żeby się napić i wyhaczyć jakaś dupę. I nie żebym tego żałował, bo takie są przywileje młodości, ale dumny też nie mam być z czego. Nie, brązowy medal w dyscyplinie ekstremalna pielgrzymka to maks co moglibyśmy na igrzyskach zdobyć...
Gracie w lotto? No ja wspieram rozwój polskiego sportu, czyli gram. Nie regularnie, ale jak tylko nie zapomnę to wysyłam dwa kupony od lat z tymi samymi liczbami. Liczby są związane z synem i z żoną, ale szczerze mówiąc po tylu latach od ich skreślenia nie pamiętam już znaczenia wszystkich liczb. I ostatnio sprawdzam kupon, było już tydzień po losowaniu, ale przypomniało mi się, że mam niesprawdzony kupon. Pierwsza liczba trafiona, druga trafiona, trzecia także, czwarta również, piąta też. Szósta...niestety, nie. Szósta była na drugim kuponie. Gdybym zamienił ostatnie liczby na obu kuponach to bylaby szóstka, czyli zgarnąłbym niecałe trzy miliony, a tak to tylko piątka i do wypłaty kilka tysięcy. A to pech! Tak sobie pomyślałem zaraz po sprawdzeniu. Ale piątki nie wypłacają na miejscu, trzeba jechać do wojewódzkiego oddziału Totalizatora. I gdy po kilku dniach jechałem po odbiór wygranej naszła mnie pewna refleksja. Czy to był aby na pewno pech? A może wręcz przeciwnie? Kilka razy w życiu miałem takie poczucie, że ktoś tam nade mną czuwa, że mój Anioł Stróż działa i jak trzeba to interweniuje. I może teraz też to on te ostatnie liczby pozamieniał? Bo nie wiem czy by mi nie odjebalo gdybym wygrał trzy bańki...
Niby jestem rozsądnym facetem, ale mało to się słyszy o takich co wygrali grubą kasę i rezygnowali z pracy, popadali w nałogi i uzależnienia, porzucali rodzinę? Człowiek odpowiedzialnie podchodzi do pieniędzy kiedy musi na nie ciężko zapracować, a jak one nagle spadają z nieba to człowiek dla nich traci głowę. Czy mi czegoś brakuje? Mam szczęśliwą rodzinę, żonę, która mimo, że znam ją już prawie 30 lat to nadal mi się podoba, zdrowie dopisuje i na nasze potrzeby potrafimy z żoną potrafimy zarobić. Na każdą wydaną złotówkę ciężko pracujemy, więc potrafimy to docenić. A luksusy? Ja się wychowywałem w czasach, gdy w telewizji były dwa programy, cukier był na kartki, a Pepsi była dostępna wyłącznie w Pewexie i to za dolary, więc ja nie muszę jeździć Ferrari, spędzać urlopu na Bali, zajadać się kawiorem i popijać go Hennessy żeby być szczęśliwym. Człowiek musi mieć jakieś cele i obowiązki żeby chciało mu się rano wstać i musi mieć coś co może stracić, żeby mógł się o starać i to pielęgnować. A mając trzy bańki na koncie nie trzeba rano wstawać i o nic dbać, bo ma się złudne przekonanie, że wszystko można kupić. Zresztą ja nie wiedziałbym co z taką kasą zrobić. A tak to te kilka tysięcy są takim przyjemnym zastrzykiem finansowym. Bez nich też bym sobie poradził, ale dzięki nim nie musiałem naruszać konta żeby dać Młodemu na wakacje, żonie żeby sobie kupiła jakąś kieckę czy innego fatałaszka, sobie coś kupić do garażu, cześć przeznaczyć na urlop i jeszcze trochę zostawić jak się przytrafi niespodziewany wydatek. Tak, chyba ktoś tam nade mną czuwa i pozamieniał te liczby żeby mi nie odjebalo...
Szczęściarz z Ciebie Sneer. Ktoś z góry jednak ma Ciebie w opiece, a ja nie muszę się martwić, i zadawać pytania - "co się z Tobą stało Sneer?" :)) Jesteś, tutaj nadal, w dobrej formie, możemy sobie o żużlu pogadać, no i w ogóle fajnie, że jesteś.:)
Niby zwykły wpis, informacja, a jednak mnie się nie podoba...
Masz Ty kobieto widzę problem ze mną. Ale skoro musisz to wyrzuć to z siebie, nie powinno się takich rzeczy tłumić w sobie i jeśli to Tobie przyniesie ulgę czy w inny sposób pomoże to spoko, nie potnę się z tego powodu, ani nie będę płakał. I tylko tytułem sprostowania tych Twoich insynuacji jedno wyjaśnienie. Tylko raz jeden Ciebie zgłosiłem, jakieś 9 lat temu i to nieskutecznie, bo nie spotkały Ciebie wtedy żadne negatywne konsekwencje. I nie z powodu jakiejś gównianej tęczy na Islandii, bo o niej dowiedziałem się dopiero dzisiaj z Twojego wpisu. Obraziłaś wtedy moje znajome, ja tu byłem świeżym użytkownikiem, Ciebie w ogóle nie znałem i uznałem, że trzeba to babsko, które ubliża moim znajomym zgłosić. Dzisiaj pewnie bym tego nie zrobił, ale też wcale tego nie żałuję i nie odczuwam wyrzutów sumienia. Zgłosiłem to widocznie zasłużyłaś. I tyle w temacie...
...dodam tylko...każdy zgłaszał, lub był zgłaszany. To urok tego portalu. Ale - "zdychał w cierpieniach"...Nie Mirko, mnie się to nie podoba. Znasz moje relacje i z Tobą i z Sneerem. Czuję się niezręcznie, a wręcz okropnie, jak padają spod Twojej reki takie słowa. Ucz mnie ostrożności wobec innych. Tej nauki nigdy za wiele. Ucz mnie cieszyć się światem i ludźmi, którzy na to zasługują. Możesz mnie uczyć wszystkiego, a ja będę pilnym uczniem. Nie ucz mnie tylko mowy nienawiści...
..i proszę nie rozwijajmy już tego tematu. Każde z nas wypowiedział już swoje zdanie. Uważam, że wystarczy.
Powiem Wam, że mimo siwych włosów, słabnącego wzroku i coraz bardziej podeszłego wieku nie tylko, że nie zdycham w cierpieniu, ale mam jeszcze odrobinę tego uroku osobistego, który pozwala mi czasami coś tam załatwić. Najpierw jechałem z żoną i szwagrem oglądać samochód dla tego ostatniego. No i mnie zatrzymali. Żona triumfowała: A tyle razy cie ostrzegałam żebyś tak nie pędził to teraz się doigrałeś, ciekawe ile zapłacimy. Mówię jej żeby przez chwilę się nie odzywała i dała mi zebrać myśli. Policjant podszedł i zaprosił mnie z dokumentami do radiowozu. Powiedziałem mu, że nie jestem stąd i rozglądałem się gdzie skręcić i przegapiłem znak z ograniczeniem, że z górki było i za późno zdjąłem nogę z gazu, że na fotelu pasażera siedzi żona i ona łeb mi urwie jak dostanę mandat, pan władza widzę też ma obrączkę na palcu to powinien mnie zrozumieć, że żaden ze mnie pirat drogowy i od 6 lat nie zapłaciłem mandatu za prędkość i w ten deseń mu nawijam. Policjant stwierdził, że on sprawdzi i jeśli faktycznie od 6 lat nie dostałem mandatu to dzisiaj skończy się tylko na pouczeniu. Sprawdził, życzył mi szerokiej drogi i ostrzegł żebym na przyszłość uważał, bo następnym razem mogę trafić na mniej wyrozumiałego funkcjonariusza. Wsiadłem do auta i żona od razu pyta ile będzie musiała zapłacić. Mówię, że dzięki niej nic. Zdziwiona pyta jak to dzięki niej? No dzięki Tobie, bo powiedziałem gliniarzowi, że tam z przodu siedzi żona i on wtedy, że to zmienia postać rzeczy, jedź pan dalej i dzisiaj będzie bez mandatu. Szwagier w śmiech, a żona od razu do niego: Bawi Cie to, takie to jest śmieszne? To szybko dodałem: A co ma płakać? Ty Kochanie też się uśmiechnij, w końcu przed chwilą zaoszczędziliśmy parę stówek!
I druga sytuacja z zeszłego tygodnia. Lubię sobie co jakiś czas kupić jakiś gadżet czy narzędzie do garażu, na przykład w Lidlu mają fajne stoisko z produktami Parkside. I ostatnie gadałem z bratem o przydatności pewnego urządzenia i jestem w tamtym tygodniu w pewnej sieci sklepów i widzę to urządzenie to je nabyłem. Wracam do domu, otwieram, a tu puste pudełko. A dwie i pół stówy zabulilem. Tego dnia spieszyłem się do pracy i już nic nie załatwiłem, postanowiłem następnego dnia tam jechać. Żonie o tym opowiedziałem i mówi mi, że nie ma żadnych szans, że to mój błąd, że nie sprawdziłem tego w sklepie, że to każdy mógłby tak powiedzieć, że dostał pudełko bez towaru, no absolutnie żadnych szans nie mam. Mówię jej: Ech kobieto małej wiary, a co mi szkodzi jechać do tego sklepu, najwyżej wrócę z niczym. Pojechałem, trafiłem na miłą panią, patrząc jej w oczy spokojnie przedstawiłem sprawę, na koniec wspomniałem, że co jakiś czas robię w tej sieci zakupy i pierwszy raz coś takiego mnie spotkało. Pani sprawdziła na kamerze, sprzedawca obsługując mnie nie zajrzał do środka, więc otrzymałem nowe urządzenie. Podziękowałem pani i dodałem, że mam nadzieję, że tego pana sprzedawcę nie spotkają żadne negatywne konsekwencje, bo to w sumie ja nie sprawdziłem czy pudełko nie jest otwarte. W takich sytuacjach nie należy okazywać nerwów czy kozaczyć, ale też nie brać kogoś na litość, bo tego też ludzie nie lubią. Ale jak nie unikając kontaktu wzrokowego spokojnie i rzeczowo przedstawi się sytuację to jest szansa, że nie trafi się na służbiste czy złośliwca, a na normalnych ludzi, którzy rozumieją, że takie sytuacje jak przekroczona prędkość czy opakowanie bez towaru w środku się zdarzają. Aha, na koniec będzie lokowanie produktu! Bo polecam sieć Castoramy, mają i dobre produkty i bardzo fajne podejście do klienta...
Serwis przeznaczony tylko dla osób dorosłych. Klikając "Rozumiem" potwierdzasz, że masz ukończone 18 lat. Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług.