Cumując ponownie w San Sebastian skierowałem się z portu w kierunku przeciwnym do ruchu turystów. Zamiast w stronę miasta poszedłem wzdłuż niegościnnych klifów, ostrożnie stawiając kroki na ostrych kamieniach, z twarzą smaganą wiatrem I drobinami morskiej wody. Miałem świadomość, że poza lokalnymi rybakami I psotnikami w potrzebie prywatności nikt się tam nie kierował. Zwyczajnie nie było sensu się tak trudzić. To tylko tło dla kolejnego zdjęcia.