Wyruszyłam w nieznane, w poszukiwaniu będącego ponoć w poblizu zbiornika wodnego, coby niczym... (No chciałam napisac "rusalka", ale nie będę zaklinac rzeczywistosci;)) szerokobiodra Wenus pozwolić pieścić swe ciało chłodnym falom... Szłam i szlam... i szlam... że mną dwóch kolegów (kolegów! Nie wszyscy przedstawiciele gatunku ludzkiego z kutasem między nogami to moi kochankowie;)) Żar się lal z nieba, ptaszki cudnie dały dzioby, a jeziora jak nie było tak nie było. Autochtonka, po po przejściu 3km, uświadomiła nas że nawet w połowie drogi nie jesteśmy.
Zawzielam się! Idziemy!
Ale... oni idą bez koszulek... nic dziwnego, pobocze asfaltowej drogi, żar jak w piekle daje się we znaki.... pierdole! Oni mogą, A ja się mecze?
Uwaga na zas-paradowanie poboczem drogi w staniku wywołuje ciekawe reakcje wśród użytkowników dróg krajowych;) KONIECZNIE musze to jeszcze powtorzyc;)