Cisza w pokoju wibrowała napięciem, a ja stałam w jej epicentrum, ubrana jedynie w czerwień. Moje body, utkane z prześwitującej siateczki i koronkowych płomieni, było bardziej obietnicą niż ubraniem, zakrywając tylko tyle, by rozpalić jego wyobraźnię do absolutnych granic. Nasze spojrzenia spotkały się w półmroku, prowadząc bezsłowną rozmowę, w której każde mrugnięcie było kolejnym zdaniem w naszej prywatnej grze. Bardzo powoli, z pełną świadomością władzy, jaką dawał mi ten gest, wyciągnęłam w jego stronę otwartą dłoń – nie prosząc, lecz zapraszając go do mojego świata. Podszedł, a gdy jego palce wreszcie musnęły moje, poczułam prąd, który przebiegł od koniuszków palców aż do samego serca mojego pożądania. Jego uścisk był delikatny, ale pewny – nieme potwierdzenie, że przyjął moje zaproszenie i był gotów podporządkować się regułom, które właśnie bez słów ustaliłam...