Jej ciało drżało. Skóra lśniła, napięta, sprężysta, podatna na każdy ruch jego obecności. W sobie miała czarnego kochanka. Wbijał się głęboko, wypełniając ją całkowicie, każda fala rozkoszy pulsowała w jej wnętrzu. Palce wciśnięte w pośladki zdradzały oddanie. Chciała pochłonąć każdy jego ruch. W drugim, najbardziej skrytym miejscu migotał diament – prowokacyjny, błyszczący, symbol luksusu i grzechu. Jak każda kobieta, kochała błyskotki. Ciężka czerń kochanka kontra migotanie klejnotu potęgowały pożądanie, rozbudzały namiętność. Każdy ruch, każdy drgający oddech sprawiał, że ciało pulsowało nieposkromioną pikanterią. Była cała jego. Oddana. Wyzywająca. Fale mięśni i każdy błysk klejnotu wzmagały ogień w jej wnętrzu. W głębi instynktu wiedziała, że wystawiła się na pokaz – ciało stało się sceną gry światła, cienia i dzikiej, nieokiełznanej namiętności.