Choć na dworze panuje ciemność, miasto nie zasypia – ciche odgłosy ulicy, pojedyncze śmiechy i szum morza w oddali wypełniają powietrze, sprawiając, że czuć tu życie w każdym zakamarku. Wysokie budynki z balkonami otaczają ciemny dziedziniec, skrywając dziesiątki par oczu, które mogą się kryć za lekko uchylonymi okiennicami.
Na jednym z tych balkonów, rozgrzanym słońcem dnia i teraz tylko delikatnie chłodzonym przez cichy, nocny wietrzyk, stoi ona – naga, bezwstydnie wystawiona na widok nocnego miasta. Jej skóra błyszczy w blasku latarni ulicznych, a nawilżony od potu dekolt połyskuje jak płynne złoto. W głębokiej ciemności nocy jej sylwetka zdaje się jednocześnie ukryta i wystawiona na pokaz, jak zmysłowa rzeźba z brązu, którą można podziwiać tylko przez moment, zanim zniknie w cieniu.
Przymykając oczy, wdycha ciężkie, gorące powietrze, które wydaje się niemal lepkie. Czuje na sobie potencjalne spojrzenia – z balkonów, zza firanek, z ciemnych zakamarków, gdzie światło nie dociera…